Ten bieg specjalnie wpisano do piątkowego programu, choć wcześniej nikt go nie planował. Był kuriozalny, choć przecież wcale nie pierwszy w historii. Trochę podobną przygodę przeżywał siedem lat temu w mistrzostwach świata w Londynie Issac Matwala, też biegł samotnie, ale na 200 metrów. I musiał uzyskać konkretny czas, bo wcześniej nie dostał szansy - ochroniarze nie wpuścili do na stadion. Klaudia Wojtunik na stadionie wcześniej była, ale sędziowie niesłusznie wyrzucili ją z biegu eliminacyjnego, choć powinna była zobaczyć za drobne przewinienie co najwyżej żółtą kartkę. Polski zespół złożył protest, został odrzucony, ale kolejna apelacja dała efekt. Pojawiła się więc przed godz. 21, musiała biec sama, po drugim torze. Aby to jakoś wyglądała i nie próbowała omijać płotków, ustawiono je także na dwóch sąsiednich torach. Błędy Klaudii Wojtunik. Smutek na twarzy, a później radość. Jedna setna sekundy! Polka miała prawo być zestresowana, widać to było po jej twarzy i zachowaniu. Stres nie ustąpił też po starcie, szybko popełniła poważne błędy. Drugi, a później trzeci płotek zaatakowała po czterech krokach, drobiła je. A powinna przecież po trzech. Później złapała właściwy rytm, ale wydawało się, że straty będą już za duże. Musiała przecież uzyskać czas poniżej 13.23 s - tyle miała wcześniej Włoszka Elena Carraro, ostatnia zakwalifikowana do 1/2 finału. I Wojtunik chyba sama nie wierzyła, że ten wynik uzyskała, wiedziała o tych poważnych błędach. Zasmuciła się, ale za chwilę rozchmurzyła - na tablicy pojawiło się 13.22 s. O jedną setną pokonała Włoszkę, dołączyła do Pii Skrzyszowskiej, Klaudii Siciarz i Mariki Majewskiej, które w sobotę wieczorem też pobiegną w półfinałach. - Zaatakowałam chyba lewą nogą któryś płotek, pobiegłam na cztery kroki - kręciła głową, wciąż nie wierząc w ten scenariusz. - To jest jak wielki sen, ten dzień dzisiaj. Nie wiem jeszcze, czy cokolwiek tutaj może mnie zaskoczyć - dodała przed kamerą TVP Sport.