Ryszard Szul jest byłym triathlonistą, obecnie jest fizjologiem, trenerem przygotowania fizycznego. W roli fizjologa pracował w Wiśle Kraków za kadencji trenera Henryka Kasperczaka, a także w Legii Warszawa, przy pierwszym podejściu do tego klubu Jana Urbana.Interia.pl: W Polsce biega już trzy miliony ludzi, ale często trenują zbyt intensywnie. Co pan o tym sądzi? Ryszard Szul, trener przygotowania fizycznego, fizjolog: - Rozmawiałem z profesorem Żołądziem na ten temat. Tylko 20 procent ludzi ma predyspozycje wytrzymałościowe, czyli do biegania. Na dodatek wielu biegaczy trenuje za bardzo intensywnie. Co się z tym wiąże, jakie jest ryzyko? - Występuje ryzyko zaburzenia układu krążenia, pracy serca. Zbyt intensywne obciążenia mogą prowadzić do różnego rodzaju arytmii, a one są bardzo groźne. Jaki jest ratunek? Należy trenować wolno? - Wolny trening, ale zbyt długi też jest dużym obciążeniem. Tak naprawdę w treningu chodzi o ilość spalonych kalorii. Jeżeli ktoś będzie trenował długo, wolno i często, wyjdzie na to samo, przy czym jest to mniej niebezpieczne niż intensywny trening. Co by pan doradził tym, którzy nie mają biegowego "know-how"? - Należy kupić mądrą książkę o bieganiu, pójść do lekarza, porobić sobie badania i zacząć tak jak ze wszystkim. Od początku. Jak się idzie na egzamin na prawo jazdy, to się najpierw bierze ileś godzin nauki jazdy. Tak samo tutaj, trzeba się nauczyć biegania i czucia własnego organizmu. Należy nabyć pulsometr, aby nie przekraczać 80 procent maksymalnego tętna. Wyliczyć sobie tętno maksymalne z reguły 220 minus wiek, ona jest najbardziej popularna. I dopiero wtedy zacząć się ruszać. - Proponuję stosować metodę, którą wymyślili dawno temu Japończycy: 3x30x130. Czyli bieganie trzy razy w tygodniu po 30 minut, na tętnie 130 uderzeń na minutę. Na pewno krzywdy sobie wtedy nie zrobią. To jest bieganie dla zdrowia, a jak ktoś chce startować w zawodach?- Należy podjąć trening, który nas do tego przygotuje. Do różnych dystansów różny trening. Inny do maratonu, inny do startu na pięć kilometrów. A jeszcze inaczej trenujemy, gdy chcemy zredukować tkankę tłuszczową. Świadomość biegaczy szwankuje? - To się wciąż zdarza, że przychodzi do mnie zapaleniec i mówi: "Panie trenerze, mam półtora miesiąca, proszę mnie przygotować do maratonu." Takich odprawiam z kwitkiem. Na upartego on przebiegnie ten maraton, choć właściwsze będzie sformułowanie, że przemieści się od startu do mety. Ale dla organizmu skutki będą opłakane. - Zanim się wystartuje w maratonie, potrzebne są dwa lata systematycznych treningów. A jeżeli ktoś ma przeszłość sportową, biegową, to na przygotowania potrzebuje pół roku. Właściwa dieta, odpowiedni odpoczynek. To także elementy przygotowania.- Oczywiście, jedno się z drugim łączy. Jeżeli będziesz spożywał za dużo mięsa, za dużo tłuszczu, to źle ci się będzie biegało, będzie ci brakowało materiału energetycznego. Organizm podświadomie będzie dążył w kierunku makaronu, w kierunku węglowodanów. Bardziej wtajemniczeni biegacze stosują dietę bezwęglowodanową, która ma ich wypłukać z nich na kilka dni przed startem, by na godzinę "zero" zmagazynować ich więcej. - Taka dieta, tapering, czyli ładowanie energetyczne, jest przeznaczona teoretycznie tylko dla zawodowców. Ona przynosi skutki, jeśli jest stosowana co najwyżej dwa razy w roku. Jeśli stosuje się ją częściej, to organizm się do niej przyzwyczaja. I te wszystkie mechanizmy, które chcemy zastosować, czyli wypłukanie glikogenu mięśniowego, po to, żeby go organizm przyswoił później o kilka, kilkanaście procent, przestają działać, bo organizm przyzwyczaja się do tych bodźców. - Po ograniczeniu, bądź całkowitym wyłączeniu węglowodanów z diety, robi się półtoragodzinny trening na 85 procent tętna maksymalnego. I w tym momencie zapas glikogenu mięśniowego zostaje zużyty. Wówczas należy jak najszybciej podać organizmowi węglowodany w formie półpłynnej. Potem, do samego startu należy jeść normalnie węglowodany, ale też nie napychać się nimi - Podkreślam, taka dieta jest dla zawodowców, amator nie powinien jej stosować. Ona mu nic nie da. Nie stosują jej nawet wszyscy zawodowcy. Rozmawiałem z Arturem Osmanem, który w maratonie ma rekord 2:11. Stosował takie diety, ale w pewnym momencie organizm zaczął się tak domagać domagać węglowodanów, że on wstał w nocy i wyjadał łyżką miód ze słoika. Nie da się, musi być cukier dla prawidłowego stosowania układu nerwowego. Rozmawiał: Michał Białoński