Rywalizacja na 3000 m z przeszkodami zapisała w historii polskiej lekkoatletyki wspaniałe karty, ale głównie za sprawą mężczyzn. Zdzisław Krzyszkowiak, Bronisław Malinowski, później Bogusław Mamiński cieszyli kibiców medalami i przynależnością do światowej czołówki. Dopiero wierć wieku temu światowa organizacja uznała, że ten piękny dystans, dostarczający niezwykłych emocji, a już zwłaszcza na rowie z wodą, mogą oficjalnie biegać też kobiety, zaczęto uznawać ich wyniki. Istotną rolę w światowych zmaganiach w pierwszej dekadzie tego wieku Justyna Bąk i Wioletta Frankiewicz, ale świat poszedł do przodu. Zwłaszcza, gdy do walki ruszyły biegaczki z Afryki, często też "emigrujące" po paszporty do innych krajów. Dziś to one są najlepsze, ale i rekord Polski Wioletty Frankiewicz jest już poważnie zagrożony. A to za sprawą Alicji Konieczek, zapraszanej nawet na prestiżowe mityngi Diamentowej Ligi. Ona mogła w Paryżu realnie walczyć o finał tej konkurencji, na jej młodszą siostrę Anetę oraz zakwalifikowaną w ostatniej chwili, po relokacjach, Kingę Królik, eksperci nie stawiali. Trzy Polki wśród 36 najlepszych biegaczek świata. Aneta Konieczek ruszyła jako pierwsza W każdym z trzech biegów na starcie pojawiło się 12 zawodniczek - pięć pierwszych miało awansować do finału. W pierwszym z nich pojawiła się Aneta Konieczek, mająca już w Tokio debiut olimpijski za sobą, choć niezbyt udany. No i trochę pechowa, bo w mistrzostwach Europy była tą pierwszą, która nie zakwalifikowała się do czołowej szesnastki. Dziś jej awans do finału byłby wręcz sensacją, 27-letnia zawodniczka podjęła jednak rękawicę. W połowie dystansu wciąż była w czołowej grupie, w okolicach dziewiątej pozycji. Później stawka się trochę porwała, trzy Afrykanki uciekły, ale różnice za chwilę się zmniejszyły. Później do przodu ruszyło sześć zawodniczek na 800 m przed metą miały już blisko 10 metrów przewagi. I to zadecydowało, ta szóstka dobiegła na czele do mety, ale jedna musiała odpaść. Padło na Tunezyjkę Marwę Bouzayani, wyprzedziła ją Niemka Gesa Krause, choć potknęła się na ostatnim płotku, mogła za to zapłacić. A Konieczek ustanowiła rekord życiowy - 9:24.43, wystarczyło to do dziewiątego miejsca. Kinga Królik w wolniejszym biegu. To była szansa dla Polki Kinga Królik w drugim półfinale jako jedyna w stawce miała rekord życiowy powyżej 9 minut i 30 sekund. I jedenasty wynik w tym roku, jedynie Australijka Cara Feain-Ryan biegała minimalnie wolniej. Pabianiczanka przyjechała po naukę, bo za cztery lata w Los Angeles może mieć już swój czas. Ten bieg był wolniejszy, o siedem sekund od pierwszego. Mimo znakomitej obsady - liczyć się miała szybkość na ostatnim kilometrze. Przez ponad 1600 m biegła więc cała dwunastka, później znów odskoczyło siedem zawodniczek. A Królik, na ósmym miejscu, ambitnie starała się nie tracić ich z pola widzenia. I może być z siebie dumna, 9:26.61 dało tę ósmą pozycję, zarazem oznaczało rekord życiowy poprawiony o blisko pięć sekund. Alicja Koneczek w finale igrzysk olimpijskich. Jako druga z Polek w historii Alicja Konieczek miała zdecydowanie słabszą obsadę w swoim biegu, zarazem realną szansę na awans do finału. Biegła mądrze, w czołówce, ale nie goniła za słynną mistrzynią i rekordzistką świata Beatrice Chepkoech, gdy ta uciekła reszcie. Pilnowała piątej, szóstej pozycji, by zafiniszować na samym końcu. Na okrążenie przed metą była piąta, ale już z dużą przewagą nad kolejną Finką. Skończyła czwarta, pobiła o ponad pół sekundy 18-letni rekord Polski Wioletty Janowskiej, do tej pory było to 9:17.15. - Widziałam, jak to się układa, ale to przeszkody, do końca nie można być niczego pewną - mówiła po biegu Alicja Konieczek. Mieszkająca w Stanach Zjednoczonych zawodniczka uzyskała 9:16.51, zajęła czwarte miejsce. A wygrała Chepkoech - 9:13.56. Finał we wtorek o godz. 21.14.