Olgierd Kwiatkowski: Mieliśmy niedawno kilka dni ostrej zimy - mróz i ślisko. Trener Aleksander Matusiński często mówił, że to bardzo trudny moment dla lekkoatletów, bo nie mają wtedy gdzie trenować, bo brakuje nam hal z rozbudowanymi bieżniami. Małgorzata Hołub-Kowalik, lekkoatletka, złota medalistka olimpijska w sztafecie mieszanej 4x400 m i srebrna medalistka w sztafecie kobiet 4x400 m: - Przyznaję, że jest to dla nas trudny okres. Część zawodniczek zdecydowała się na to by wyjechać i trenować w Portugalii. My z Justyną Święty-Ersetic postawiłyśmy w tym roku na krajowe zgrupowanie, w Spale. Tam na szczęście mamy halę i mogłyśmy trenować. Ale zgrupowanie się skończyło, wróciłyśmy do domu. Na szczęście byłam w Lublinie kilka dni, gdzie mogłam potrenować w hali. W moim rodzinnym Koszalinie bieganie treningowe zimą jest już trochę utrudnione. Dużo wtedy zależy od tego, co wymyśli trener. Ćwiczymy więc na siłowni, biegamy na bieżni mechanicznej. Na tyle, na ile to jest możliwe dostosowujemy treningi do warunków. Mróz jednak znika i to jest dla nas dobra informacja. Nie będzie ślisko i możemy wracać do treningu na otwartym stadionie. Wynika z tego, że gdyby te hale lekkoatletyczne istniały, byłoby wam jednak łatwiej przygotowywać się do sezonu. - Mamy dużo stadionów otwartych i to jest bardzo ważne. Gdy jest ciepło, nie mamy problemów, by wykonać profesjonalny trening. Infrastrukrura na zimowe treningi wymaga poprawy. Są hale w Spale, w Rzeszowie. Ale z Koszalina do Rzeszowa to ja mam naprawdę daleko. Jest parę hal z prostymi bieżniami 100-120 metrowymi. Nie są idealne, ale tam też czasami trenujemy. Jak na takie warunki, zdobywamy sporo medali na halowych imprezach. To tylko pokazuje siłę i determinację polskich zawodników. Jakby oceniła pani zakończony już sezon 2022? - Ten rok był momentem nauki pokory i cierpliwości. Po igrzyskach wydawało się nam, że można przenosić góry. Ja doznałam kontuzji. Nie mogłam wykonywać treningów, które powinnam. Ćwiczyłam na pół gwizdka, na tyle, na ile pozwalała mi chora stopa. Wyniki w 2022 roku nie były idealne. Były problemy na mistrzostwach świata w Eugene (Polki nie zakwalifikowały się do finału sztafety 4x400 m - przyp. red.), była słodka wisienka na gorzkim torcie tego sezonu, czyli medal na mistrzostwach Europy w Monachium. Czasami trzeba jednak zrobić krok w tył, żeby potem pójść do przodu. Mam nadzieję, że jestem teraz w momencie, w którym nabieram rozpędu przed nowym sezonem. 400 metrów kobiet w Polsce to cały czas konkurencja o wielkim potencjale. Trudno dostać się do składu sztafety. - Dziewczyny są na światowym poziomie. Biegają już poniżej 50 sekund, co robi ogromne wrażenie. To dobrze. To nas napędza. Zrodziła się zdrowa i bardzo korzystna dla nas rywalizacja. Mobilizuje nas. Wcześniej takie rezultaty wydawały się nam nie do osiągnięcia. Dziś wiemy, że możemy to zrobić. Chcemy dorównać dziewczynom, które już to zrobiły. Mamy dodatkową motywację. Co czeka was w przyszłym przedolimpijskim sezonie? - Są mistrzostwa świata na otwartym stadionie w Budapeszcie i one są naszym głównym celem. Ale to tylko mały przystanek przed igrzyskami olimpijskimi. Igrzyska są imprezą do której szykujemy się na 120 procent, a na mistrzostwa świata można powiedzieć, że na 100 procent. Zbliżają się święta. Jak wy, lekkoatletki, które muszą z racji wymagań konkurencji dbać o niski poziom tkanki tłuszczowej, radzicie sobie ze świątecznym menu? Musicie sobie odmawiać? - Zwracamy uwagę na właściwe odżywianie przez 363 dni w roku. Nasza dietetyczka mówi nam, że święta są zawsze takim momentem, w którym nie możemy sobie niczego odmawiać, żałować, nie musimy z niczego rezygnować. Skoro przez 363 dni w roku dbamy o dietę i o dobre odżywianie, to parę pierogów można zjeść, jeszcze dołożyć serniczka i absolutnie nie musimy mieć z tego powodu wyrzutów sumienia. A na pierwszym treningu po świętach poziom tkanki tłuszczowej na jakim jest poziomie? - Hm... jeszcze zdrowym. Zaraz po sylwestrze mamy zgrupowanie w Spale i tam będziemy na pewno zbijać kalorie. Wtedy wracamy do zdrowego trybu życia i ścisłej diety. Szybko spalimy pierogi i serniczek. Rozmawiał Olgierd Kwiatkowski