Początkowo wydawało się, że Konrad Bukowiecki nie zdobędzie się na na powyższe słowa. - Wolę chyba milczeć - zaczął odpowiadać na pytania dziennikarzy w strefie mieszanej, po czym od razu przeszedł do konkretów. Bukowiecki starał się wytłumaczyć swój mizerny start, zakończony na odległej siódmej pozycji. W dodatku z kiepskim wynikiem 19.76m, a ogółem zaliczając tylko dwie próby. Konrad Bukowiecki: Pięć milimetrów robi różnicę - Generalnie konkurs tak się przeciągał, że dramat. Druga sprawa, kluczowa, jest taka, że nie została dopuszczona moja kula, więc musiałem pchać kulą większą. Nie tą, do której jestem przyzwyczajony o zupełnie innej średnicy. I po prostu nie mogłem trafić żadnego pchnięcia, bo kula mi uciekała. Nie mogłem jej dopchać - tłumaczył 25-latek ze Szczytna. - Mam nadzieję, że zaraz człowiek, który nie dopuścił mojej kuli, to mi wytłumaczy. Dwa tygodnie temu na MŚ wszystko było w porządku, ale oczywiście w Polsce musimy mieć z tym problem. Jak zwykle - dodał ze złością zawodnik, którego rekord życiowy wynosi 22.25 m. - Dzisiejszy wynik zupełnie nie odzwierciedla mojej formy. Za dwa dni startuję na Węgrzech i mam nadzieję, że tam będą normalni sędziowie i mój sprzęt przejdzie normalną weryfikację. I wydaje mi się, że tam powinno być dużo lepiej, bo widzę po sobie i na treningach, że forma idzie w górę. Dzisiaj dobrze czułem się w kole i technicznie pchnięcia wyglądały nieźle, tylko po prostu na końcu rozchodziły się siły, bo nie mogłem energii przekazać w kulę, ponieważ to nie był mój sprzęt. Jeśli ktoś nigdy nie pchał kulą, to pewnie nie zrozumie, jaką różnicę potrafi zrobić raptem pięć milimetrów na średnicy - wściekał się halowy mistrz Europy sprzed pięciu lat. Drugi z Polaków, Michał Haratyk, zajął 5. miejsce (20.53 m). Wygrał Amerykanin Joe Kovacs (21.79) wynikiem uzyskanym w ostatniej próbie, wyprzedzając Toma Walsha z Nowej Zelandii (21.70).