Partner merytoryczny: Eleven Sports

Rekordowy rzut Marii Andrejczyk. Miała już "wykopany dołek pod sportową trumienkę"

Maria Andrejczyk, choć w ostatnim czasie znowu borykała się z problemami zdrowotnymi, to jednak w wielkim stylu wygrała rywalizację w rzucie oszczepem w lekkoatletycznych mistrzostwach Polski w Bydgoszczy. 28-latka pobiła rekord imprezy. To był najdłuższy rzut polskiej zawodniczki od igrzysk olimpijskich w Tokio.

Maria Andrejczyk
Maria Andrejczyk/Michał Laudy/PressFocus/Newspix
partner merytoryczny

Maria Andrejczyk trzy lata temu w Tokio zdobyła srebrny medal olimpijski w rzucie oszczepem. Od tamtej pory borykała się z wieloma problemami, ale wygląda na to, że przed igrzyskami w Paryżu jest na fali wznoszącej.

W Bydgoszczy lekkoatletka LUKS Hańcza Suwałki dała prawdziwy popis w dwóch ostatnich seriach. W najdłużej rzuciła 63,93 m. To nowy rekord mistrzostw Polski i ósmy w tym roku wynik na świecie. Przed Paryżem jest zatem nadzieja.

Natalia Kaczmarek: Wiem, że jestem gotowa na szybkie bieganie. WIDEO/Polsat Sport/Polsat Sport

Maria Andrejczyk: kopałam dołek pod sportową trumienkę

Twoje dwie ostatnie próby w tym konkursie były na światowym poziomie.

Maria Andrejczyk: - I bardzo się z tego cieszę, bo do końca nie wiedziałam, czy będę w ogóle w stanie wystartować w Bydgoszczy. Razem z lekarzami i trenerem zrobiliśmy wszystko, co można było, bym stanęła na starcie. Od mistrzostw Europy w Rzymie wlokła się za mną kontuzja. Po tych zawodach nie byłam w stanie chodzić. Myślałam, że to wszystko się rozejdzie, ale przeciążenia były tak duże, że musiałam się ostrzykiwać osoczem w staw skokowy i w plecy, bo nie mogłam biegać. Pierwszy raz widziałam tak załamanego trenera. Z każdą kolejką było coraz lepiej. Dużo jednak rozmawiałam ze swoim ciałem. Bieganie wyglądało już lepiej, choć końcówka jest tragiczna. Wiemy jednak nad czym pracować. Przydały się te mistrzostwa Europy, bo one obnażyły wszystkie moje błędy. Przed nami najważniejszy miesiąc przygotowań do igrzysk. Będziemy trenować za zamkniętymi drzwiami.

Może się ludziom wydawać, że podjęłam wiele nierozsądnych decyzji, a tymczasem to był mój ratunek i ucieczka od tego, co się działo. Po prostu kopałam sobie dołek na sportową trumienkę. Gdybym wtedy nie zareagowała, to byłby początek końca mojej kariery

~ Maria Andrejczyk

Skoro miałaś problemy ze stawem skokowym, to z czego rzuciłaś tak daleko?

- Siłą woli. W końcu mogłam założyć kolce, w których biegało mi się najlepiej w tym sezonie. Wcześniej startowałam w innych, bo miałam dużo problem z paznokciem po tym, jak odbiłam palec. Miałam też lepszą komunikację z trenerem. Z tygodnia na tydzień poznajmy się coraz lepiej. Odbijam się od dna.

W igrzyskach najważniejsze będą eliminacje, bo tam są tylko trzy rzuty.

- Dokładnie. Trening jest najlepszych psychologiem, więc trzeba będzie się tak ułożyć, by najlepsze rzuty oddawać w pierwszych próbach. Prawda jest też taka, że pierwsze rzuty ustawiają konkurs. I w to będziemy celować. Tak, jak to było w Tokio.

Od tego sukcesu w Japonii minęły trzy lata. Tymczasem jesteś zupełnie inną osobą i znajdujesz się w całkiem innym miejscu życiowo. Od tych igrzysk wiele się wydarzyło.

- Po igrzyskach olimpijskich w Tokio byłam w takim miejscu, że gdybym nie zareagowała, to może nie byłoby mnie już w sporcie. Wszystkim, co robiłam, negowałam swoje potrzeby organizmu i swoje potrzeby psychiczne. Z mojego najbliższego środowiska nikt niczego nie dostrzegł. Zbagatelizowali pewne rzeczy, nie wiedząc, jak cierpiałam. Może się ludziom wydawać, że podjęłam wiele nierozsądnych decyzji, a tymczasem to był mój ratunek i ucieczka od tego, co się działo. Po prostu kopałam sobie dołek na sportową trumienkę. Gdybym wtedy nie zareagowała, to byłby początek końca mojej kariery.

Który moment był przełomowy w powrocie na dobrą drogę?

- Myślę, że moment, kiedy rozstałam się ze swoim pierwszym trenerem Karolem Sikorskim. Oczywiście jestem mu wdzięczna za całą karierę i za pracę, jaką wykonaliśmy, ale nasza relacja nie powinna tak wyglądać, jak wyglądała. To był początek mojego wejścia w samodzielność sportową. Bardzo potrzebowałam takiej autonomii. To była trudna droga, ale to był początek mojej sportowej dorosłości.

I dlatego założyłaś maskę, bo w mediach społecznościowych uśmiechu nie brakowało?

- Nie jestem sportową celebrytką. Wolę sobie pracować za zamkniętymi drzwiami, a potem pokazać się z lepszej strony na zawodach. Nie zawsze jednak wychodzi. Oszczep jest bardzo kontuzjogenną konkurencją. Widać po światowych gwiazdach. Czasem potrzeba lat, by po kontuzji znowu nabrać zaufania do organizmu.

Do Paryża pojedziesz walczyć o medal?

- Muszę budować taką bezczelną pewność siebie. Bardzo potrzebna będzie mi w tym butność, bo muszę znać swoją wartość. Coraz bardziej zaczynam sobie ufać. Na pewno jadę tam z dużym szacunkiem do rywalek. Będę walczyła na tyle, na ile będę dała radę. Na razie nie myślę o samym starcie w igrzyskach, ale raczej o tym, jak się przygotować, by ten start był moim najlepszym w dotychczasowej karierze.

W Bydgoszczy - notował Tomasz Kalemba, Interia Sport

Maria Andrejczyk/Adrian Slazok//Reporter
Maria Andrejczyk/BEN STANSALL/AFP
Maria Andrejczyk/ANDREJ ISAKOVIC/AFP




INTERIA.PL

Zobacz także

Sportowym okiem