Jeszcze miesiąc temu Filip Rak pewnie nie spodziewał się, że w tak krótkim czasie zrobi się o nim bardzo głośno. A wszystko za sprawą kilku biegów - na 800 i 1500 m. Wydawało się, że będzie specjalistą od tego krótszego dystansu, ale gdy w Chorzowie przebiegł niecałe cztery okrążenia w świetnym czasie 3:33.74, bijąc rekord Memoriału Janusza Kusocińskiego, jasne się stało, że to wielki talent. Jedynie Marcin Lewandowski i Michał Rozmys biegali ten dystans szybciej. A Rak, podopieczny znanego trenera Zbigniewa Króla, momentalnie uzyskał minimum na mistrzostwa Europy. Okradziony we Francji, zaryzykował w Ostrawie. Nie wyszło, zabrakło sił na finiszu Młody lekkoatleta postanowił jak najszybciej powalczyć też o to minimum olimpijskie - takie plany miał choćby w mocno obsadzonym mityngu Zlata Tretra w Ostrawie. Nie udało się, choć mocno zaryzykował - sam poprowadził bieg po zejściu ostatniego "zająca", momentami w szalonym tempie, ale go nie wytrzymał. I gdy trzeba było finiszować, nie miał już sił, rywale go "połknęli". Czas 3:38.12 nie był tym, którego oczekiwał. Później zaś okazało się, że kilka dni wcześniej we Francji został okradziony, gdy po starcie w Tomblaine (rekord życiowy na 800 m - 1:45.67) miał wracać samolotem z Paryża. Stracił dokumenty, musiał zostać we Francji. - W trybie ekspresowym wydano mu nowy paszport. Trzeba było jednak też zakupić nowy bilet. Po tych przygodach do Ostrawy dotarł dopiero dzień przed startem o godzinie 23 - opowiadał Interii szkoleniowiec zawodnika Zbigniew Król. Filip Rak drugi w mityngu World Athletics w Pradze. Czas jednak gorszy od zakładanego Rak szuka zaś startów, by wskoczyć do rankingu olimpijskiego - dzięki punktom wywalczonym w takich zawodach. Jeszcze przed występem w Rzymie zdecydował się na kolejną rywalizację w Czechach, tym razem w Memoriale Josefa Odložila, mającym rangę World Athletics Continental Tour Bronze. Tym razem miał posłuchać trenera Króla - pobiec inaczej, nie przejmować roli zająca, mniej ryzykować. I popisać się na końcu finiszem - takim jak w Chorzowie. Niemal wszystko się udało, 21-latek z AZS Politechniki Opolskiej stoczył do tego znakomity pojedynek z Kenijczykiem Mathew Kipchumbą Kipsangiem, zajął drugie miejsce. Tylko że czas był nawet gorszy od tego uzyskanego w Ostrawie. Rak od początku biegł bowiem na piątej pozycji, po drugim okrążeniu został nawet trochę zamknięty. Zaczął mocno przyspieszać na około 250 metrów przed metą, minął wszystkich rywali, włącznie z Kipsangiem i Australijczykiem Callumem Daviesem. Kenijczyk skontrował jednak na ostatniej prostej i to on ostatecznie zajął pierwszą pozycję - z czasem 3:38.20. Rak był gorszy o 38 setnych, czyli niewiele. Dwaj pozostali Polacy zajęli dalsze miejsca: Michał Groberski był 11., a Andrzej Kowalczyk - 12. W Pradze wystąpili jeszcze inni reprezentanci Polski: Kajetan Duszyński zajął czwartą pozycję na 400 m z najlepszym czasem w tym roku (46.38 s), a Joanna Linkiewicz wygrała zmagania na 400 m przez płotki (57.24 s).