Gdy trzy lata temu w Tokio Polacy zdobyli złoto w debiutującej wtedy w olimpijskim programie sztafecie mieszanej, byliśmy wyjątkowo szczęśliwi. To był drugi dzień lekkoatletycznych zmagań, eliminacje odbyły się pierwszego. A w finale kapitalna szarża Kajetana Duszyńskiego na ostatnich 150 metrach pozwoliła wygrać rywalizację z nowym rekordem olimpijskim - 3:09.87. To on rozpoczął medalową serię, cudowną, bo lekkoatletyka okazała się polską królową. Z dziewięcioma medalami, czterema złotymi. Teraz o takiej zdobyczy możemy tylko pomarzyć. Polski skład oparty na doświadczeniu. Dwoje mistrzów olimpijskich z Tokio znów na bieżni Polska broniła złota, ale pozbawiona Natalii Kaczmarek nie była wymieniana wśród faworytów. Wicemistrzyni świata postanowiła skupić się w pierwszej fazie igrzysk na indywidualnej rywalizacji, oszczędzić siły na te trzy biegi, które mają dać jej upragniony medal. A dopiero później wspomóc kobiecą sztafetę. Trenerzy tej mieszanej - Marek Rożej i Aleksander Matusiński - musieli więc ją zastąpić, zdecydowali się na wariant opierający się na doświadczeniu. Były dwie najszybsze panie, nie licząc Kaczmarek, Marika Popowicz-Drapała i Justyna Święty-Ersetic. Obie biegający w tym roku powyżej 51 sekund, ale mające doświadczenie w takiej rywalizacji. No i na trzeciej zmianie Karol Zalewski, równie doświadczony. A razem z nimi zaledwie 19-letni Maksymilian Szwed, za to mistrz Polski w tej specjalności, z rekordem życiowym sprzed miesiąca 45.25 s. Miał tak pobiec pierwszą zmianę z bloków, by Popowicz-Drapała miała szansę być wysoko. A to było niezwykle istotne, bo Polska znalazła się w dość trudnym biegu, ze zdecydowanym faworytem. To Amerykanie, choć i tu nie było największych gwiazd, a kobiecą część tworzyły zawodniczki, które w mistrzostwach USA były czwarte: Shamier Little (płotki) i Kaylyn Brown (płaskie 400 m). A do tego Belgia, choć bez mistrza Europy Alexandra Dooma i najlepszej wśród kobiet Cynthii Bolingo, Jamajka czy Francja. Awans miały zdobyć trzy najlepsze sztafety z każdego biegu, dwie kolejny mogły liczy na awans z czasem. Paryż 2024. Polska sztafeta w pierwszym półfinale. Obok nas - Amerykanie Szwed zaczął odważnie, ale bez przesadnego ryzyka. Stracił sporo do Vernona Norwooda, ale Amerykanin biegał ostatnio 400 metrów w nieco ponad 44 sekundy. Popowicz-Drapała zbiegła do krawężnika na piątej pozycji, straty były spore. Zalewski po zmianie był już czwarty, fatalnie zmieniała przed nami Jamajka. Niestety, straty do Belgii i Francji były już spore. Święty-Ersetic ruszyła też czwarta, pogoniła za Francuzką Amandine Brossier. Na ostatnim łuku cztery sztafety były bardzo blisko, Święty-Ersetic jednak nie wytrzymała. Finiszowała piąta, Polska musiała czekać na wyniki drugiego półfinału. Wygrali Amerykanie, ich 3:07.41 to nowy rekord świata. Zarazem zabrali Biało-Czerwonym rekord olimpijski. Nasza drużyna miała 3:11.43, najlepszy rezultat w tym roku. Czy starczy do finału? Miało się okazać po drugim biegu. Lepszego rezultatu nie mogła tam mieć czwarta sztafeta. I nie miała, był to wolniejszy bieg. Wielka Brytania i Holandia finiszowały szybciej, ale trzecie Włochy - już nie. Czwarta Nigeria uzyskała zaś 3:11.99, to ich rekord kraju. Tyle że wynik, który nie dał awansu. W finale każda sztafeta może dokonać tylko jednej zmiany w składzie. Finaliści w rywalizacji sztafet mieszanych 4x400 metrów 1. USA - 3:07.41 (rekord świata)2. Francja - 3:10.603. Wielka Brytania - 3:10.614. Belgia - 3:10.745. Holandia - 3:10.816. Jamajka - 3:11.067. Polska - 3:11.438. Włochy - 3:11.59