Gdyby w Toruniu była Natalia Kaczmarek, to pewnie - patrząc na formę naszej wicemistrzyni świata z ostatnich tygodni - walczyłaby o pobicie rekordu Polski. Ustanowiła go rok temu, w tej samej hali w Toruniu, pewnie sięgnęła wtedy po mistrzostwo Polski. Teraz przygotowuje się wyłącznie do sezonu letniego, ale w inny sposób niż Femke Bol, która przecież dziś w mistrzostwach swojego kraju ustanowiła fenomenalny rekord świata (49.24 s). Wynik, do którego w hali żadna inna sprinterka pewnie nie jest w stanie się zbliżyć. Kapitalne pierwsze okrążenie dwóch wielkich gwiazd finału. Obie chciały być pierwsze na zejściu Nieobecność Kaczmarek była więc szansą dla innych reprezentantek Polski, zwłaszcza dla Mariki Popowicz-Drapały. Ona przez lata biegała na 100 i 200 metrów, w hali także na 60, ale już rok temu zaczęła dobijać się do składu sztafety 4x400 m. Biegła w niej już w halowych mistrzostwach świata w Stambule, później w mikście i w kobiecej sztafecie 4x400 m na stadionie w Budapeszcie. Jest w znakomitej formie, błysnęła już niedawno w mityngu Orlen Copernicus Cup w tej samej hali, uzyskała znakomity czas 52.14 s. A przecież na stadionie, gdzie łatwiej o dobry wynik, była o zaledwie jedną setną lepsza. Dziś zapowiadało się na jej fantastyczny pojedynek z wracającą do gry Justyną Święty-Ersetic. Zawodniczka AZS AWF Katowice też z biegu na bieg spisuje się coraz lepiej, ale to nie ona byłą tu faworytką. Popowicz-Drapała ruszyła od razu bardzo mocno. Cel był jeden, chciała za wszelką cenę po pierwszym okrążeniu zbiec do krawężnika przed swoją utytułowaną koleżanką z kadry. I to się udało, Święty-Ersetic została za nią. Do końca biegu mistrzyni olimpijska z Tokio w sztafecie mieszanej nie była w stanie już nawet zbliżyć się do rywalki, na ostatniej prostej jeszcze trochę straciła. - Miałam wiele scenariuszy, ale we wszystkich Marika była pierwsza na zejściu. Nie ma co się łudzić, że da się taką zawodniczkę zamknąć - mówiła Justyna. - Śmiałyśmy się, że spotkały się dwa starsze pokolenia, które mają mocne charaktery. A ona stwierdziła, że cały czas mnie czuła z tyłu, więc walczyła charakterem do końca - stwierdziła Święty-Ersetic w TVP Sport i podkreśliła, że ten bieg utwierdził ją tylko w przekonaniu, że "wszystko jest na dobrej drodze". Marika Popowicz-Drapała: "PESEL nie kłamie". I nie chce być... masters Popowicz-Drapała wygrała w czasie 51.87 s - to jej nowy rekord życiowy i... rekord świata masters! Żadna zawodniczka, która skończyła 35 lat, nie pobiegła w hali szybciej. - To miły dodatek, ale nigdzie się nie wybieram. Nie chcę być mastersem, ale PESEL nie kłamie - śmiała się na mecie. - Jestem wciąż świeżakiem na tym dystansie, na 60 czy 200 m czuję się pewnie, a tu wciąż wszystko jest nowe. Liczę, że do igrzysk jeszcze się podszkolę - mówiła w TVP Sport. A Justyna Święty, która dotarła do mety w czasie 52.31 s, dodała: - Jestem najstarsza w swojej grupie młodzieżowej, więc muszę się odmładzać. Robię sobie warkoczyki, kucyki - żartowała zawodniczka, która niedawno obchodziła 31. urodziny. Brązowy medal wywalczyła Kinga Gacka (52.78 s), czwartą lokatę zajęła również wracająca do biegania Iga Baumgart-Witan (53.06 s).