Jakob Ingebrigtsen nie ukrywał, że w Chorzowie chce się zmierzyć z wiekowym rekordem globu, który w 1996 roku w Rieti we Włoszech ustanowił Kenijczyk Daniel Komen. 7:20.67 - to był czas, który znakomity Norweg próbował już poprawić w finale Diamentowej Ligi rok temu w Eugene. Wtedy zabrakło mu trzech sekund, ale przecież wcześniej, gdy w Paryżu w Diamentowej Lidze bił rekord świata na dwie mile, był jeszcze lepszy. Teraz pod ten rekord Ingebrigtsena był ustawiony cały bieg. Po igrzyskach Norweg nie był w pełni usatysfakcjonowany, po raz trzeci z rzędu nie zdołał wygrać tak rywalizacji na 1500 i 5000 metrów, znów na tym krótszym dystansie dał się nabrać rywalom. Posłużył rywalom za zająca, a oni wytrzymali to tempo, a na finiszu go ograli. W czwartek w Lozannie udowodnił, że teraz formę ma znakomitą. Pewnie ograł wszystkich na 1500 metrów, teraz do Chorzowa przyjechał nie tyle po triumf, co właśnie po rekord świata. Bo w takiej miał być formie. Fenomenalny bieg norweskiego mistrza. Jakob Ingebrigtsen zapisał w Chorzowie kolejną kartę w historii lekkiej atletyki Szanse na rekordy świata, a co się z tym wiąże - i na czeki na 50 tys. dolarów, były właściwie trzy. Przede wszystkim Armanda Duplantisa w skoku o tyczce, bo przecież Szwed pobił go już w tym roku dwa razy, a formę wciąż ma nieziemską. Zbliżyli się do najlepszego czasu w historii specjaliści od 800 metrów. No i był też Ingebrgtsen. Norweg potwierdził rosnącą - wygrał po znakomitym biegu, w którym przez blisko 2000 metrów prowadzili go w tempie na ten rekord inni, a później już wszystko musiał zrobić sam. Przy wsparciu swojego niedawnego rywala z bieżni, naszego wielkiego mistrza Marcina Lewandowskiego, który co 400 metrów krzyczał do Norwega, jak wygląda jego walka z czasem. A tempo było dla niemal wszystkich zabójcze - nadawał je Belg Peter Sisk, później zaś Amerykanin Vincent Ciattei. Pierwszy kilometr w 2:27.06, drugi - w 2:28.15. Oprócz Inebrigtsena wytrzymali je tylko jeszcze Etiopczycy: Yomif Kejelcha i Beruhi Aregawi. Ten pierwszy zaczął słabnąć, drugi zaś na 600 metrów przed metą próbował kontrować Ingebrigtsena, nie dał jednak rady. Norweg przyspieszył i pomknął do mety po rekord świata. Wygrał - nowy rekord świata to 7:17.55.