Nie sprawdziły się słowa Zofii Filip-Bielczyk, rekordzistki z 1980 roku z czasem 7,77, która w rozmowie z "Przeglądem Sportowym" przewidywała, że Skrzyszowska właśnie w Toruniu pobije jej rekord. Tej sztuki podopieczna swojego ojca Jarosława Skrzyszowskiego była bliska już kilka dni temu w Łodzi na mityngu Orlen Cup, ale wówczas zabrakło jej 0,01 sekundy! Pia Skrzyszowska: Mało się stresuję, czasami potrzebuję małego stresu W Toruniu znów zabrakło jej bardzo niewiele. - Cieszę się, że znów otarłam się o rekord Polski. Ten wynik pokazuje, że forma wciąż jest. Czuję, czego kibice oczekują ode mnie i mam nadzieję nie obniżyć poziomu do mistrzostw Europy w Stambule - zapowiedziała zawodniczka. Skrzyszowska przyznała, że dotarły do niej słowa pani Bielczyk, która wieszczyła nawet rekord świata swojej następczyni w Arenie Toruń. - Nie powiem, że te słowa mnie zestresowały, ale... To bardzo miłe, ale choć to niby tylko dziesięć setnych, ale na takim poziomie to ogromna przepaść. W tym temacie nic nie mówię, na razie w tym roku chcę mieć rekord Polski - powtórzyła po raz kolejny Skrzyszowska. Przy okazji wyznała pewną, ciekawą rzecz, otóż w tym sezonie brakuje jej... - Mało się stresuję, czasami potrzebuję małego stresu. Jednak głównie staram się utrzymać koncentrację, której tu nie było w eliminacjach. Trochę rozproszyli mnie kibice, słyszałam nawet ich głosy, choć normalnie się tego nie słyszy. A tu skupienie jest najważniejsze - podkreśliła Skrzyszowska. Nasza gwiazda dodała, że w najbliższym czasie koncentruje się tylko na bieganiu przez płotki. Pomimo faktu, iż prezentowana prędkość każe przypuszczać, że również na płaskim dystansie liczyłaby się na przykład w walce o finał mistrzostw Europy, a w nim o jeszcze więcej. - Po igrzyskach w Paryżu może bardziej się na tym skupimy. Teraz chcemy skoncentrować wszystko na płotkach - zapowiedziała mistrzyni Europy z Monachium.