Pierwszy z czterech weekendów Grand Slam Track za nami. W zawodach w jamajskim Kingston byliśmy świadkami rywalizacji wielkich gwiazd, choć kilku zabrakło, ale też bardzo dobrych wyników. Do tego w świecie lekkoatletycznym pojawiły się nagrody finansowe, jakich ten sport jeszcze nie widział. - Zawsze takie nowe inicjatywy, w których sportowcy mogą zarobić niezłe pieniądze, są mile widziane. Z wielkim zainteresowaniem przyglądałem się zatem temu projektowi od bardzo wielu miesięcy. To sytuacja bez precedensu, bo to zupełnie nowy cykl z ogromną pulą nagród. Miałem zatem pewnego rodzaju obawy, czy to wszystko wypali. Mam jednak pozytywne odczucia po tym pierwszym mityngu - mówił w rozmowie z Interia Sport Marcin Rosengarten, menedżer lekkoatletyczny i dyrektor Diamentowej Ligi - Memoriału Kamili Skolimowskiej. Media: Awantura w domu byłego mistrza olimpijskiego. Trafił na izbę wytrzeźwień Puste trybuny straszyły Nie ma co ukrywać, że obrazki w telewizji pozostawiały duży niedosyt. Wszystko za sprawą pustawych trybun w Kingston. Na to wpływ miały pewnie wysokie ceny biletów, ale też kryzys jamajskiego sprintu, bo przecież w igrzyskach olimpijskich w Paryżu szybkobiegacze z tego kraju wywalczyli tylko jeden brązowy medal. - Na początku drogi przy takim projekcie bywa trudno. Ekipa Michaela Johnsona z pewnością musi popracować, bo jednak puste trybuny trochę straszyły. Doskonale wiem, że kiedy rozpoczyna się nowy projekt, to nie jest łatwo zapełnić trybuny. Z drugiej strony wobec projektu, który jest zapowiadany jako rewolucja w lekkoatletyce, są wielkie oczekiwania. Na szczęście nie zawiodły gwiazdy, bo tych największych nie zabrakło, choć w ostatniej chwili kilku sportowców się wykruszyło. Do tego były dobre wyniki i fajna rywalizacja. Takim papierkiem lakmusowym będzie to, co zobaczymy w trzech kolejnych mityngach już w USA. Znając Michaela Johnsona i jego perfekcjonizm, który charakteryzował go też na bieżni, to jestem spokojny o rozwój tego projektu - zauważył Rosengarten. Gigantyczne pieniądze, jak na lekkoatletykę. Najlepsi mogą zarobić ponad 1,5 mln złotych w cztery weekendy Zawody w Grand Slam Track składają się z kilku kategorii. To są biegi na: 100 i 200 m; 100 m ppł./110 m ppł. i 100 m; 200 i 400 m; 400 m ppł. i 400 m; 800 m i 1500 m oraz 3000 m i 5000 m. Lekkoatleci startują w obu konkurencjach z danej kategorii. Za miejsca zajęte w poszczególnym biegu otrzymują punkty, a ich suma wyłania zwycięzcę poszczególnej kategorii. I właśnie nagrody finansowe przyznane są za miejsca w kategorii. Zwycięzca każdej z nich otrzymuje 100 tysięcy dolarów (ok. 390 tysięcy złotych). Za ósme miejsce nagroda wynosi 10 tysięcy dolarów (ok. 39 tysięcy złotych). W sezonie są cztery mityngi Grand Slam Track, więc łatwo policzyć, że najlepsi mogą zgarnąć 400 tysięcy dolarów (ok. 1,56 mln złotych). To jak na lekkoatletykę są naprawdę gigantyczne pieniądze. W Diamentowej Lidze w tym roku stawki też poszły w górę, ale za wygrany mityng to będzie teraz 20 tysięcy dolarów (ok. 78 tysięcy złotych), a za finałowe zawody 50 tysięcy dolarów (ok. 195 tysięcy złotych). Do tego roku to były odpowiednio stawki 10 tysięcy dolarów (ok. 39 tysięcy złotych) i 30 tysięcy złotych (ok. 117 tysięcy złotych. - Moim zdaniem to jest też przełom promocyjny. O tym cyklu mówiło się w ostatnim czasie bardzo dużo. Zresztą po tym mityngu również. To pokazanie, że w lekkoatletyce można robić nowe rzeczy z udziałem wielkich gwiazd - dodał znany menedżer. "Dziury" w programie Johnson w Grand Slam Track postawił tylko na biegi. I to mógł być błąd, bo jednak nie było odpowiedniej dynamiki zawodów. Konkurencje techniczne w mityngach sprawiają, że stadion ciągle żyje. Tymczasem w Kingston były duże przerwy między biegami, w czasie których nic się nie działo. - I tu trochę dziwię się Michaelowi, bo on jednak zjadł zęby na lekkoatletyce. Zdawał sobie sprawę z tego, że same biegi nie pomogą nadać dynamiki temu show. Bywało, że przerwy były dużo dłuższe, niż trwał sam bieg. Zdaję sobie sprawę z tego, że Michael reklamował ten cykl jako pojedynki najszybszych. Skupiał się na tym, by była to typowa lekkoatletyczna rywalizacja, a nie tylko walka o czasy. Chciał tym samym przywrócić w lekkoatletyce znaczenie rywalizacji o miejsca. W tym przypadku konkurencje techniczne byłyby idealnym uzupełnieniem zawodów. Być może to będzie jeden z wniosków dla Johnsona na przyszły rok - powiedział dyrektor Diamentowej Ligi - Memoriału Kamili Skolimowskiej. Nowy cykl zagrożeniem dla Diamentowej Ligi? "Raczej pozytywny impuls" Rosengarten w Grand Slam Track nie widzi żadnego zagrożenia dla Diamentowej Ligi. Ta w tym roku rusza w chińskim Xiamen 26 kwietnia. Dla polskiego kibica bardzo ważna będzie data 16 sierpnia. Tego dnia na Stadionie Śląskim odbywać się bowiem będzie Silesia Diamentowa Liga - Memoriał Kamili Skolimowskiej, która otrzymuje bardzo wysokie oceny za organizację. Rywalizacja została zaplanowana na miesiąc przed mistrzostwami świata w Tokio, a zatem lekkoatleci będą w bardzo wysokiej formie. Legenda sportu zabiegała o Natalię Bukowiecką i Ewę Swobodę Co ważne, Johnson chciał widzieć w Grand Slam Trach polskich sportowców. Mowa była o Natalii Bukowieckiej i Ewie Swobodzie. - W Kingston startowali głównie lekkoatleci z Ameryki i okolic, bo dla europejskich sportowców wyprawa na tydzień nie była łatwą sprawą. Było zapytanie o Ewę i Natalię. Ta pierwsza musiałaby też jednak biegać 200 metrów, a nie biega. Natalia z kolei była bardzo poważnie brana pod uwagę w bloku 200 m i 400 m. Nawet były rozmowy o warunkach, ale okazało się, że początek kwietnia, to był zbyt szybki termin dla Natalki. Tym bardziej że wówczas brała jeszcze pod uwagę cały sezon halowy. Termin pod koniec maja z kolei koliduje z mistrzostwami sztafet, a koniec czerwca z kolei to drużynowe mistrzostwa Europy. Nie dało się tego pogodzić - zakończył menedżer.