Justyna Święty-Ersetic dzięki znakomitemu finiszowi zdołała wyprzedzić kilka rywalek na ostatniej prostej i w swojej serii zameldowała się na czwartej pozycji. Ostatecznie wynik 52,01 sek. dał jej szósty czas eliminacji. Pokaz siły naszego mistrza. Żałował tylko jednego Justyna Święty-Ersetic odzyskała radość w sporcie Jeszcze do niedawna mało kto wyobrażał sobie polskie 400 metrów bez tej zawodniczki. Ostatnie miesiące były jednak dla niej bardzo trudne. Pojawiła się depresja. Tym bardziej cieszy powrót Święty-Ersetic do niezłej dyspozycji, bo tej najwyższej droga jeszcze daleka. Niedawno 31-latka pobiegła w Warszawie dystans jednego okrążenia w czasie 51,87 sek. Złamała pewną granicę, co dodało jej pewności siebie. Dziś jest drugą Polką na listach krajowych za Natalią Kaczmarek, a przecież nie wiadomo było, czy w ogóle będzie jeszcze w stanie tak szybko biegać. Święty-Ersetic przyznała, że w ostatnim czasie ma problemy z tym, że zbyt szybko zaczyna biegi, a potem pojawiały się problemy w końcówce. Tymczasem w Rzymie poszła spokojniej. Nawet - jak powiedziała - przespała drugi wiraż. - Nie miałam rozeznania, na którym miejscu jestem, bo biegłam na dziewiątym torze. Wydawało mi się, że jest dobrze, ale na wyrównaniu okazało się, że muszę się zbierać. Nie sparaliżowało mnie to, tylko powalczyłam do samego końca. Patrzę zatem z optymizmem na sobotni półfinał - mówiła Święty-Ersetic. Wynik w Warszawie był pierwszym zejściem naszej lekkoatletki poniżej 52 sekund od prawie dwóch lat. - To szmat czasu. Te ostatnie dwa lata dały mi bardzo mocno w kość. Mój najlepszy wynik w sezonie jest przeciętny, ale cieszę się z tego, w jakim miejscu teraz jestem. Dalej potrafię bowiem czerpać radość z tego, co robię. Już nie mam wpadek na 54 sekundy. Jak tylko ponownie rozpoznam swoje tempo, to będzie dobrze. Muszę się uzbroić w cierpliwość, a to nie jest moja mocna strona. Wierzę w to, że będzie dobrze. Motywacji mi nie brakuje - zakończyła. Z Rzymu - Tomasz Kalemba, Interia Sport