Wszystko zaczęło się w czerwcu, gdy Justyna Święty-Ersetic doznała kontuzji. Uraz okazał się na tyle poważny, że o starcie w sierpniowych MŚ nie było mowy. Zawodniczka nie kryła żalu, ale wtedy nie było jeszcze mowy o depresji. Zaraz potem pojawiła się fala hejtu w sieci. Raciborzanka z taką dawką bezpodstawnej krytyki i niechęci wobec swojej osoby nie zetknęła się nigdy wcześniej. To był dla niej bardzo dotkliwy cios. Brutalne zderzenie z rzeczywistością. Polka nie przebierała w słowach Święty-Ersetic wróciła do treningów. Ma za sobą bardzo trudne miesiące - Tyle lat byłam na topie i wtedy wszystko było w porządku. A gdy przydarzyły mi się kontuzje, to pojawiły się głosy, że już jestem najgorsza, że mi się nie chce. Przykro mi było czytać te komentarze - opowiada w rozmowie z Mateuszem Ligęzą z Radia Zet. - Zawsze byłam z dala od pomocy psychologicznej i zawsze starałam się sama sobie radzić z problemami. Z perspektywy czasu wiem, że to nie było dobre, bo złe emocje narastały i w pewnym momencie wybuchałam. Tych problemów w ostatnim czasie było tak dużo, że nie potrafiłam sobie już sama z nimi radzić - dodaje. W najtrudniejszych momentach 30-letnią lekkoatletkę wspierał mąż. Potrzebna była jednak fachowa pomoc psychologiczna. Polska gwiazda cierpiała. Po schodach chodziła na czworaka. Obie stopy poszły "pod nóż" - Trening nie sprawiał mi radości, wieczorami płakałam w poduszkę, chociaż zwykle się tak nie zachowuję. Nawet podczas pierwszych spotkań z panią psycholog płakałam i nie potrafiłam wydusić z siebie słowa. Uświadomiła mi, że to początek depresji - wyznaje Święty-Ersetic. Ze zdrowiem zawodniczki na szczęście jest już znacznie lepiej. Przed dwoma tygodniami wróciła do treningu. Nie odczuwa żadnych dolegliwości fizycznych. - Jeśli wszystko będzie dobrze, to chciałabym wystartować w sezonie halowym, ale jeśli nie będę się czuła pewnie, to moje starty najprawdopodobniej zaczną się z początkiem maja, bo nadrzędnym celem są igrzyska w Paryżu - zaznacza mistrzyni olimpijska z Tokio w sztafecie mieszanej 4x400.