Kilka dni temu Szymon Mazur pchnął w Warszawie kulę na odległość 20,18 m. To dopiero 24. wynik w tym roku w Europie, ale dający nadzieję na to, że 24-latek zacznie jednak pchać znacznie dalej. Mazur został dopiero 18. Polakiem w historii, który pchnął kulę poza granicę 20 metrów. Sygnał, że to może być dla niego przełomowy sezon, wysłał zimą. Został wówczas brązowym medalistą halowych mistrzostw Polski. Nie chciał jednak wtedy rozmawiać, choć kula latała już w pobliże 20. metra. Obiecał jednak, że jak przekroczy tę granicę, to stanie do rozmowy. I obietnicy dotrzymał. Niebezpieczny incydent podczas Diamentowej Ligi. Zakłócili finisz biegu Wielki talent, ale pojawiły się perturbacje Pochodzący z Sosnowca lekkoatleta, ale od pewnego czasu mieszkający w Warszawie i reprezentujący tamtejszy AZS AWF, największe sukcesy odnosił jako nastolatek. W 2015 roku został w Cali wicemistrzem świata juniorów młodszych. Rok później był szósty w mistrzostwach świata juniorów, a w 2017 roku został wicemistrzem Europy juniorów. I zniknął na wiele lat. W rozmowie z Interia Sport, wytłumaczył, co działo się z nim przez kilka ostatnich lat. - Czułem, że byłem w stanie pchnąć te 20 metrów już w sezonie halowym. Nawet przekraczałem tę granicę, ale były problemy z utrzymaniem pchnięcia. Z treningu wychodziło jednak, że stać mnie na to. Trzeba było tylko trafić z dniem - powiedział Mazur w rozmowie z Interia Sport. Teraz naszemu lekkoatlecie powinno być łatwiej. Ma już za sobą pchnięcie poza granicę, o jakiej myślał. Wcześniej zbyt mocno się na tym skupiał i to go blokowało. Potrzebował takiego przełamania. - Czuję, że zszedł ze mnie duży ciężar. Mam nadzieję, że "20" będą teraz regularnie latały - dodał. Mazur przygodę z lekkoatletyką zaczynał w MKS-MOS Płomień Sosnowiec, a jego pierwszym trenerem był Andrzej Kurdziel. To z nim osiągał największe sukcesy. Potem rozpoczął współpracę z Ireneuszem Bukowieckim. Z powrotu Mazura do dalekiego pchania cieszył się dwukrotny mistrz olimpijski, a obecnie wiceprezes Polskiego Związku Lekkiej Atletyki Tomasz Majewski: - Szymek był bardzo dobrym juniorem. Świetnie się zapowiadał, ale pojawiły się problemy zdrowotne i nie tylko. Wziął się jednak za siebie i zmienił technikę. Wiedzieliśmy, że w końcu pchnie te 20 metrów, bo leciało mu. Na pewno dobrze, że mamy kolejnego kulomiota, który pcha ponad 20 metrów. Oby dzięki temu podnosił się średni poziom w naszym kraju, bo tego potrzebujemy. Cieszę się, że bo to jest naprawdę dobry chłopak. Mógł rzucić lekkoatletykę. Postanowił jednak pogodzić ją z pracą Niewiele zabrakło, a Mazur rzuciłby w ogóle lekkoatletykę. - Już prawie rzucił lekkoatletykę. On miał duży problem ze zrobieniem nóg. Przez to nie udawało się pchać klasycznie, bo brakowało siły. Zmienił technikę i teraz nieźle to wygląda. To jest jednak u niego cały czas proces i może jeszcze się poprawiać - mówił Majewski. Sam mówi o sobie, że jest najsłabszym kulomiotem w Polsce. Oczywiście nie chodzi o uzyskiwane odległości, ale o ciężary, jakie dźwiga na siłowni. - Nie wiem, czy w gronie 20-metrowców nie jestem jednym z najsłabszych na świecie. Nigdy nie przychodziło mi łatwo robienie siły. Bardzo dużo pracy muszę włożyć w to, by poprawić rekord choć o 2,5 kilograma. Odstaję od czołówki, a to znaczy, że w mam w sile ogromne rezerwy. Bazuję zatem głównie na technice i szybkości. Jestem dość szczupłym i elastycznym zawodnikiem - opowiadał Mazur, który jest wielkim fanem NBA. Pod koniec lipca 24-latek wyjedzie na swoją pierwszą seniorską imprezę. Wystąpi w uniwersjadzie w chińskim Chengdu. Peja, rapujemy razem? Wyjątkowy projekt Fajdka na Diamentową Ligę