Profesorski bieg Lizakowskiej w Holandii. Król rozpływał się w pochwałach
Dla Weroniki Lizakowskiej celem w halowych mistrzostwach Europy w Apeldoorn był najpierw awans do finału na 1500 metrów, a później walka w nim o medal. To pierwsze się udało, drugie zaś nie. Kilkanaście godzin później ruszyła już do walki o swój drugi finał, tym razem na 3000 metrów. Sama mówiła, że to tylko dodatek, ale i tak spisała się znakomicie. Pobiegła świetnie taktycznie, trzymała się czuba stawki. I finiszowała trzecia, zapewniając sobie możliwość walki o medale.

Wielki talent Weroniki Lizakowskiej objawił się w poprzednim sezonie, gdy swój rekord życiowy - w kilka miesięcy - sprowadziła na dystansie 1500 metrów z 4:07.97 na 3:57.31. Ten ostatni, uzyskany w półfinale igrzysk olimpijskich w Paryżu, to najlepszy polski wynik w historii. Niemniej aż do tych obecnych mistrzostw Europy w hali Omnisport w Apeldoorn nie miała w swoim CV choćby jednego występu w finale wielkiej imprezy.
I tu przełom nastąpił w Apeldoorn.
Mistrzostwa Europy w Apeldoorn. Weronika Lizakowska w drugim finale, tym razem na 3000 metrów
W piątek wieczorem 26-latka z Remusa Kościerzyna walczyła o medal na 1500 metrów, swoim głównym dystansie. Nie udało się, nie znalazła się na czele stawki, a gdy najlepsza czwórka ruszyła, była trochę za daleko. Nie zdołała już "zespawać" tej dziury, finiszowała szósta. Powód? Zabrakło doświadczenia, o czym dziś w studiu TVP wspominał jej trener Zbigniew Król.
Nie było jeszcze pewne, czy Lizakowska zdecyduje się na weekendowy występ na dwukrotnie dłuższym dystansie, bo przecież wywalczyła dwie kwalifikacje do Apeldoorn. Mimo że bieg eliminacyjny rozegrano zaledwie kilkanaście godzin później, stanęła jednak na starcie. I tym razem pobiegła świetnie taktycznie, cały czas w okolicach trzeciego-czwartego miejsca. Nie była więc zaskoczona, gdy na ostatnim okrążeniu tego dość wolnego biegu stawka kilkunastu zawodniczek nagle ruszyła. Cały czas trzymała się krawężnika, skończyła trzecia, wyprzedziła dziewięć rywalek. A do finału awansowało aż sześć.
W pierwszym bieg ta sztuka nie udała się z kolei jej klubowej koleżance Olimpii Brezie.

- Fajny prezent sobie zrobiłam na Dzień Kobiet - śmiała się Weronika kilka minut później, gdy stanęła do rozmowy z red. Michałem Chmielewskim z TVP Sport. I zaczęła dzielić się swoimi przemyśleniami na temat występów w Holandii.
- Tak jak mówiłam wcześniej, że nie potrafię biegać taktycznie, tak chyba zmienię zdanie. Tu nie było walki o medale, ale konkretny cel: być w pierwszej szóstce. W głowie mi się nie gotowało, dziś wiedziałam, że wszystko mogę, a nic nie muszę. Docelowy dystans był wczoraj, a dziś coś na plus, na doświadczenie, odwagę i pewność siebie - mówiła.
Sprawdzam też, na ile daję radę się zregenerować. Jest dobrze. A szanse w finale? Będzie ciężko, wszystko zależy od tej regeneracji
- To będzie mój czwarty bieg, ale ja chcę sprawdzić, jak szybo potrafię pobiec - dodała.
Je słowom przysłuchiwał się w studiu TVP Sport Zbigniew Król, legendarny szkoleniowiec, który prowadził wiele polskich mistrzyń i mistrzów, m.in. Pawła Czapiewskiego, Lidię Chojecką, Wioletę Frankiewicz czy Patryka Dobka. Nie był zadowolony po piątkowym finale, bo tam Lizakowska nie potrafiła wywalczyć sobie pozycji, została zamknięta. A Król uważa, że nie ma takiej szybkości, by później móc atakować spoza pierwszej trójki, zwłaszcza gdy wiele rywalek specjalizuje się w biegu na 800 metrów.
- Weronika jest inna nić wszyscy, z którymi pracowałem. Niesamowicie pracowita, to pewnie wspólna cecha, ale też ma wewnętrzny spokój. Jest uśmiechnięta, a w zawodach za grzeczna. Powtarzam jej: masz łokcie od tego, by innych nimi traktować. Mnie interesuje, byś po chamsku po 100 metrach wyszła na prowadzenie. Nie chodzi o to, by byłą chamem, ale umiała walczy o swoje. Tak było w Copernicusie, a dzisiaj spisała się bardzo dobrze.
Dziś awans dał jej czas 9:08.40, gorszy o 20 sekund od tego uzyskanego w mistrzostwach Polski. Czy podobnie będzie wyglądała rywalizacja w finale, przekonamy się w niedzielę po godz. 17.36.
Zobacz również:


