Czwarta w Rio de Janeiro w 2016 roku, druga w Tokio w 2021 roku - w tych olimpijskich sezonach Maria Andrejczyk wykonała niemal wszystkie swoje najlepsze rzuty w karierze. A że właśnie zaczyna się w lekkoatletyce kolejny olimpijski sezon, można liczyć, że gnębiona wieloma kontuzjami barku oszczepniczka z Suwałk znów będzie uzyskiwać wspaniałe rezultaty. Maria Andrejczyk wróciła do rywalizacji. Dwa podejścia i... rezygnacja. Wytłumaczyła tę decyzję Tyle że Andrejczyk swój ostatni start - i jedyny w 2023 roku - zaliczyła dziesięć miesięcy temu w niemieckim Rehlingen. W zaledwie jednej próbie przekroczyła wtedy 55 metrów (55.89 m), zrezygnowała z dalszych występów, w tym z mistrzostw Polski. W międzyczasie zmieniła trenera, a ostatnio wielokrotny mistrz Polski w tej specjalności Marcin Krukowski zapowiadał, że kibice jeszcze zobaczą Andrejczyk rzucającą po 70 metrów. Ona sama zaś, cytowana przez PZLA, mówiła, że na pewno nie pokaże jeszcze tego w Portugalii. Choć przecież swój wspaniały i rekordowy wynik, 71.40 m, osiągnęła właśnie trzy lata temu w Pucharze Europy w Rzutach, tyle że rozgrywanym wtedy w Splicie. Tylko dwie zawodniczki w całej historii rzucały dalej. - Do startu w Leirii podchodzę jak do mocniejszego rzucania na treningu. Występ podczas pucharu będzie przede wszystkim informacją jak idą przygotowania i pokaże nam nad czym będziemy musieli popracować w marcu i kwietniu. Sam wynik będzie stanowić drugorzędną kwestię. Czy rzucę 50 czy 60 metrów, to absolutnie nie będzie istotne - mówiła wicemistrzyni olimpijska. W Portugalii warunki nie były dziś najlepsze - przed południem padało, niektóre rywalizacje przedłużały się do kilku godzin. Gdy po godz. 15 do boju ruszyła najlepsza grupa oszczepniczek, wyglądało to już lepiej. Andrejczyk zaś rzucała jako pierwsza - od razu uzyskała wynik 55.04 m. Martwiło tylko to, że po dość wolnym rozbiegu. Tyle że w drugiej próbie już praktycznie podjęła się rzutu z miejsca, po kilkunastu bardzo wolnych krokach. Odległość była mniejsza, Polka więc nadepnęła na linię i... zrezygnowała z kolejnych kolejek. Sklasyfikowano ją na dziewiątej, ostatniej w tej grupie pozycji. Chwilę później w mediach społecznościowych 28-latka, dziś obchodząca urodziny, wytłumaczyła swoją decyzję. - Niestety, na parę dni przed zawodami naciągnęłam sobie przywodziciel. Do dostatniej chwili, wspólnie z trenerem i fizjoterapeutą, walczyliśmy o przywrócenie go do sprawności. Zaryzykowałam i rzuciłam dwa razy w konkursie, przyznam szczerze, że ciężko rzuca się z przeskoku i bez prawej nogi - napisała. - Niemniej: start kontrolny zaliczony - wiemy nad czym pracować, bark śmiga bez zarzutów. Wracamy do Polski i do cięższego treningu - dodała. Świetny początek sezonu Marceliny Witek-Konofał. Najlepszy wynik od blisko sześciu lat! Dużo lepiej poszło Marcelinie Witek-Konofał - kolejnej niegdyś wielce utalentowanej zawodniczce, która jeszcze w 2018 roku rzucała ponad 66 metrów. A to przecież też złota medalistka uniwersjady w Tajpej z 2017 roku, zarazem zawodniczka starsza od Andrejczyk zaledwie o kilka miesięcy. Też miała wielkie problemy zdrowotne, później przerwę macierzyńską, ale już w poprzednim sezonie, po trzyletniej przerwie od sportu, rzucała blisko 59 metrów, w Gorzowie wywalczyła mistrzostwo kraju. W Leirii zaczęła ostrożnie, od 52.29 m, ale już w drugiej kolejce oszczep poleciał gdzieś w okolice 60. metra. Ku zdumieniu zawodniczki, próba nie została zaliczona, prawdopodobnie grot nie wbił się w trawę. W kolejnym podejściu było już za to bardzo dobrze - rezultat 60.08 m dał Polce chwilowe prowadzenie, ostatecznie zaś trzecie miejsce. Przede wszystkim jednak oznacza wypełnienie minimum na czerwcowe mistrzostwa Europy w Rzymie. W przypadku igrzysk olimpijskich to jednak aż 64.00 m W Leirii najdalej rzuciła Norweżka Marie-Therese Obst, która w pierwszej grupie uzyskała 61.69 m. W drugiej, teoretycznie silniejszej, dalej od Witek-Konofał rzucały: dwukrotna młodzieżowe mistrzyni świata Serbka Adriana Vilagoš (61.17 m) przed Turczynką Edą Tuğsuz (60.50 m).