Kiedy Międzynarodowy Komitet Olimpijski (MKOl), wbrew stanowisku większości europejskich państw, zezwolił zawodnikom z Rosji i Białorusi na występy na igrzyskach w Paryżu, ale pod neutralną flagą i po spełnieniu kilku rygorystycznych warunków, wywołało to spore oburzenie zarówno na Starym Kontynencie, jak i w Rosji, gdzie uznano, że takie postawienie sprawy to policzek dla tego kraju. Były prezydent Dimitrij Miedwiediew taką decyzję nazwał hańbą. Rosjanie jednak cały czas mają nadzieję, że kilkoro sportowców jednak pojedzie do Paryża. Podobnie jest na Białorusi, choć tamtejsze media są zaniepokojone tym, jak wielu sportowców zwyczajnie uciekło do innych państw. W tym do Polski, gdzie kilka zawodniczek białoruskiego pochodzenia walczy o udział w igrzyskach olimpijskich i może poważnie wzmocnić naszą kadrę. Idą w ślady Cimanouskiej Najbardziej znany jest przypadek Krysciny Cimanouskiej, której ucieczka rozgrzewała przed kilka tygodni media w całej Europie. Sprinterka ostatecznie odnalazła się w naszym kraju i z miejsca stała się kandydatką do tego, by wystąpić w reprezentacji Polski. Wszak to doskonała zawodniczka i spore wzmocnienie dla naszej sztafety. Od początku też biegaczka bardzo mocno podkreślała, że nie zamierza nawet stawać na starcie obok reprezentantów Białorusi, którzy nadal popierają reżim Łukaszenki. "Ci, którzy zostali, są za Łukaszenką i za wojną w Ukrainie. Nie chcę startować z nimi na jednym torze. Może to mocna opinia, ale nie chcę stać obok nich. I myślę, że dużo jest takich jak ja" - grzmiała Cimanouska. W ostatnich miesiącach dostała jednak w końcu polskie obywatelstwo, a przed igrzyskami w Paryżu kończy jej się karencja, po której będzie mogła reprezentować nasz kraj na międzynarodowej arenie. I jej występ na igrzyskach jest niemal pewny. W jej ślady planuje pójść skoczkini wzwyż Maria Żodzik. Ona też postanowiła wyjechać z Białorusi i zamieszkała w Polsce, ale cały czas nie może doczekać się na nasze obywatelstwo. A ostatnio, skacząc poza konkursem, osiągnęła na HMP w Toruniu 197 cm, co jest wynikiem nieosiągalnym dla pozostałych naszych zawodniczek. I jeśli tylko uda się załatwić wszystkie formalności, jej występ w Paryżu także wydaje się przesądzony. Białorusinki w reprezentacji Polski Jak zauważa białoruska "Tribuna", nie tylko w lekkoatletyce reprezentacja Polski może liczyć na posiłki z Białorusi. Dziennikarze tego portalu wskazali jeszcze dwie zawodniczki, mające szanse wyjazdu na igrzyska do Paryża. Niemal pewniakiem wydaje się specjalizująca się w jeździectwie Olga Safronowa. Jej historia podoba jest do tej, której doświadczyła Cimanouska. Olga Safronova była w ekipie białoruskiej na igrzyska olimpijskie w Tokio, ale przed igrzyskami została z niej wykluczona. Jednego z jej koni podejrzewano bowiem o doping. Wtedy zawodniczka wypowiedziała się krytycznie zarówno o władzach białoruskiego związku, jak i samym prezydencie Łukaszence. Potem zwierzę przeszło badania w Polsce i nie wykryto niczego niedozwolonego. Jasne stało się, że Białorusini chcieli ją wykluczyć ze względu na poglądy. Znalazła się nawet na "liście zdrajców". I musiała uciekać. Ta zawodniczka już na pierwszych mistrzostwach Polski, z nowym obywatelstwem, została srebrną medalistką. Później były kolejne starty i kolejne medale. Teraz walczy o to, by zakwalifikować się na igrzyska do Paryża i wydaje się, że ma na to duże szanse. Nieco inaczej wygląda sprawa łuczniczki Karyny Kozłowskiej. Ona niestety, z powodu konfliktu w swoim klubie, na jakiś czas zawiesiła karierę. W tym roku wróciła, ale nie wiadomo czy zdąży dojść do formy, która pozwoli jej powalczyć o udział w igrzyskach. Jak zauważają białoruscy dziennikarze, kolonia z tego kraju w reprezentacji Polski jest całkiem spora. Gorzko konstatują też, że mogą to być jedyne zawodniczki z tego kraju w Paryżu, bo surowe zasady MKOl i podejścia białoruskiego rządu sprawiają, że wielu dobrych sportowców może takiej szansy nie dostać.