Najpierw Rozmys zwrócił uwagę na "problem", który towarzyszył mu na starcie w finale, czyli ustawienie na wewnętrznym torze. Michał Rozmys: Moje nogi odmawiały w finale posłuszeństwa - To nie było łatwe w przedostaniu się na początek stawki, ponieważ zawodnicy od zewnątrz zabiegali drogę. Bodaj po 250 metrach doszło do drobnej kolizji, jeden z chłopaków się wywrócił, więc próbowałem go wyminąć, co jednak nie miało wpływu na moje miejsce i czas. W trakcie próbowałem być w jak najbliższym kontakcie z czołówką, niestety moje nogi odmawiały w finale posłuszeństwa - wyznał zawodnik AZS UMCS Lublin. Następnie reprezentant Polski zaznaczył, że być może niedostatecznie się zregenerował. - Całe przygotowania układały się zgodnie z planem do czasu mistrzostw Polski. Później popsuło się zdrowie i czuję, że pomimo dobrego przygotowania mentalnego, miało to ewidentny wpływ na mój rezultat. W końcu Rozmys potwierdził, że można mówić o rozczarowaniu i porażce. - Delikatne odczuwam rozczarowanie, ale pomimo problemów ze zdrowiem nie zrezygnowałem i nie poddałem się przed imprezą. Chciałem pokazać, że trzeba walczyć do końca. Z tego powodu mogę być z siebie zadowolony, bo nie będę sobie pluł w brodę - podkreślił Rozmys. Trzykrotny mistrz Polski dopytany, że mimo wszystko można się było spodziewać go w strefie wywiadów bardziej rozgniewanego, odparł zdecydowanie: - Poniosłem już tak wiele klęsk, że nauczyłem się je trawić, ale także później wykorzystywać je na moją korzyść, żeby biegać lepiej, szybciej i się poprawiać. Wszystko poza pierwszym miejscem czy medalem jest porażką. Artur Gac ze Stambułu