- Szczerze mówiąc liczyłem na jedno miejsce wyżej, ale zaskoczył mnie Portugalczyk (Joao Coelho - przyp. AG). Jest "małe q", a do tego niestety pierwsze pole w półfinale - ubolewał Duszyński, chwaląc tylko nawierzchnię w hali. - Tory są według mnie dosyć fajne, sprężyste, natomiast według łuki raczej trudne do biegania, to znaczy bardziej ostre niż na przykład w Toruniu. Przy tym bieżnia na pewno nie jest specjalnie techniczna, co zwiększa szanse na dobry wynik - dodał nasz zawodnik. Kajetan Duszyński poczuł temperaturę "gorącego krzesła" Duszyński dodał, że walor dwóch treningów, które zdążył przeprowadzić przed rozpoczęciem mistrzostw, dał mu większy komfort poznania jej specyfiki. Potwierdził, że na wyjściu z wirażu da się odczuć tąpnięcie, a nawet uginanie się nogi. Analizując bieg nasz mistrz olimpijski z Tokio w sztafecie mieszanej ocenił, że pierwsze okrążenie było zgodne z jego założeniami. Chciał zejść do wewnątrz co najmniej jako trzeci i to mu się udało. Natomiast sytuacji, która później nastąpiła, w ogóle nie przewidział. - Atak Portugalczyka naprawdę mnie zaskoczył. Parę razy dotknął mnie na wirażu, co trochę wybiło mnie z rytmu. To spowodowało, że wyścig był rwany, a ja wcześniej musiałem pozbyć się tych sił, które próbowałem zostawić na finisz - podkreślił z uznaniem dla przeciwnika, który wypchnął go na czwarte miejsce - tym razem szczęśliwe. Duszyński na niedawnych mistrzostwach Polski zgłosił akces do walki o większy cel w Stambule. W Toruniu uzyskał swoją nową życiówkę 46.24. Artur Gac ze Stambułu