Polski mistrz olimpijski z Tokio zdrowiem zapłacił za sukces. Próbuje sił w modelingu
W Tokio Dariusz Kowaluk zdobył złoty medal olimpijski w sztafecie mieszanej 4x400 metrów i wszystko zapowiadało, że będzie notował coraz lepsze wyniki. Niedawno jednak specjalista od biegu na 400 metrów poinformował o zakończeniu kariery w wieku 29 lat. - Niestety wykończyły mnie kontuzje, a "życie po życiu" może być piękne. Teraz mogę próbować nowych rzeczy - mówi były już lekkoatleta, który… próbuje swoich sił w modelingu.

W skrócie
- Dariusz Kowaluk, olimpijski mistrz z Tokio, zakończył karierę przez kontuzje.
- Po zakończeniu sportowej kariery zaczął współpracę z agencją modelingową.
- Rozważa różne ścieżki zawodowe, w tym dziennikarstwo oraz szkolenie młodzieży.
- Więcej podobnych informacji znajdziesz na stronie głównej serwisu
Dariusz Kowaluk specjalizował się w biegu na 400 metrów, choć największe sukcesy odnosił w sztafetach. Początkowo jego marzeniem było zdobycie medalu mistrzostw Polski. Kiedy to osiągnął, to zapragnął sukcesów na arenie międzynarodowej. Marzył też o wyjeździe na igrzyska, ale nigdy nie sądził, że z nich wróci ze złotem na szyi.
Kowaluk w igrzyskach w Tokio pobiegł w biegu eliminacyjnym mieszanej sztafety, a później jego koleżanki i koledzy w finale okazali się bezkonkurencyjni.
- To najpiękniejszy moment w mojej karierze. Wiadomo, że chciałbym mieć jeszcze więcej ważnych osiągnięć, może medal mistrzostw świata? Ale mój trener z Białej Podlaskiej zawsze podkreślał, że po co jeść ciastka, jak można zjeść od razu cały tort? I tym moim tortem jest mistrzostwo olimpijskie - śmiał się Kowaluk.
Dariusz Kowaluk zakończył karierę. "Ciężko było mi już chodzić"
Po koniec października lekkoatleta postanowił nagle… zakończyć swoją karierę.
- Dlaczego kończę? W głównej mierze przez kontuzje. Już w samolocie podczas powrotu z Tokio bardzo bolało mnie ścięgno Achillesa, które chyba nie wytrzymało tego obciążenia. A szkoda, bo wtedy otwierałem 400 metrów najszybciej w życiu. Potem przydarzyła mi się kontuzja pleców, problemy z jelitami… Stwierdziłem, że muszę już zadbać o zdrowie. Swoje zrobiłem i choć długo się powstrzymywałem, bo do stycznia tego roku próbowałem jeszcze trenować, to stwierdziłem, że trzeba odpuścić. Ciężko było mi już chodzić, wcześniej przez pół roku nie mogłem się wyprostować… To była trudna decyzja, ale bliscy wspierali mnie w niej. Pogodziłem się z tym i wiem, że po tej "drugiej stronie" też może być fajnie. Czas zacząć nowy rozdział! - mówił w czasie Gali "Złote Kolce".
"Życie po życiu" polskiego mistrza olimpijskiego z Tokio
Zapytany o to, co teraz będzie robił w życiu, odparł:
Współpracuję z agencją modelingową, przymierzam ubrania, które idą do zagranicznych butików, więc cały czas muszę jakoś wyglądać. Nie mogę za bardzo przytyć, więc chodzę na siłownię czy biegam rekreacyjnie w terenie. Jedzenie? Zawsze dbałem o takie aspekty.
- Jeszcze chciałbym wymyślić coś innego, bo skończyłem dziennikarstwo i może poszedłbym w tę stronę? Jestem też instruktorem PZLA, ale na razie chciałbym trochę odpocząć od lekkiej atletyki. Może po kilkunastu latach zacznę trenować młodzież? Będę rozważał różne scenariusze - dodał.
Mimo że historia Kowaluka zakończyła się w taki, a nie inny sposób, to jednak sam zawodnik zachęca do uprawiania lekkiej atletyki, bo dzięki temu przeżył piękną, niesamowitą przygodę.
- Wiadomo, że w sporcie też trzeba mieć szczęście. Bywa dużo przypadków, czasami komuś brakuje tego szczęścia, mimo że na treningach prezentuje się doskonale. My byliśmy świetnie przygotowani na igrzyska i mieliśmy ten pierwiastek szczęścia. Ale życie po życiu też może być piękne. Teraz boli mnie mniej rzeczy, niż kiedy trenowałem wyczynowo. To był główny powód mojej decyzji - zakończył.
Zobacz również:













