Polski mistrz olimpijski kończyłby dziś 75 lat. Zginął w tragicznym wypadku naszych sportowców
Tadeusz Ślusarski do dziś pozostaje jednym z najlepszych tyczkarzy w historii polskiej lekkoatletyki. W 1976 roku został mistrzem olimpijskim podczas igrzysk w Montrealu, a cztery lata później w Moskwie dołożył jeszcze srebro. W trakcie kariery bił rekord świata, zostawał mistrzem Polski i podbijał świat tyczki razem z Władysławem Kozakiewiczem. Gdyby żył, dziś skończyłby 75 lat. Zginął w tragicznych okolicznościach razem z innym polskim mistrzem - Władysławem Komarem, a także trzecim reprezentantem Polski.

Tadeusz Ślusarski urodził się 19 maja 1950 roku w Żarach. 12 lat później został zawodnikiem MKS-u Sokół Żary, gdzie rozpoczął uprawianie lekkoatletyki. Początkowo startował w biegach sprinterskich, skoku wzwyż, skoku w dal oraz czteroboju. Dopiero po kilku latach zdecydował się na skok o tyczce, a pierwsze treningi odbywał pod okiem Grzegorza Kurkiewicza. W swoim pierwszym skoku o tyczce uzyskał 2,75 metra. Ten z pozoru niewielki rezultat dał początek pięknej karierze Ślusarskiego, którego wśród nas niestety już nie ma.
Tadeusz Ślusarski był gwiazdą polskiej lekkoatletyki. Z Kozakiewiczem podbijał tyczkarski świat
Tadeusz Ślusarski pierwszy duży sukces osiągnął w 1971 roku, kiedy wywalczył brązowy medal mistrzostw Polski, ale już rok później został mistrzem. 6 sierpnia 1972 roku nie tylko sięgnął po złoto, ale też skoczył 5,29 metra, poprawiając o dziewięć centymetrów rekord kraju, który wówczas należał do Wojciecha Buciarskiego i Tadeusza Olszewskiego. Był to jego pierwszy łącznie z pięciu tytułów krajowego mistrza. Tego samego roku zadebiutował na igrzyskach olimpijskich w Monachium, które jednak okazały się bardzo nieudane. 24-letni Polak nie zaliczył żadnej wysokości, więc jego pierwsza styczność z najważniejszą imprezą czterolecia miała wyjątkowo gorzki smak. Najlepsze było jednak dopiero przed nim.
W 1974 roku Ślusarski odniósł pierwszy wielki sukces na arenie międzynarodowej, został bowiem halowym mistrzem Europy w Goeteborgu. Na kolejny czekał następne dwa lata, ale było warto. Rok 1976 był dla naszego tyczkarza najlepszym w karierze. Już 8 lutego w Warszawie pobił halowy rekord świata, skacząc 5,65 metra, co było znakomitym prognostykiem przed igrzyskami. Z kolei 29 maja, już na otwartym stadionie ustanowił rekord Europy wspólnie ze swoim przyjacielem, czyli Władysławem Kozakiewiczem. Obaj skoczyli wówczas 5,62 metra. Było zatem jasne, że wraz z Kozakiewiczem będzie się bić o medale w Montrealu. Tyle że obu naszych tyczkarzy dopadły kontuzje...
Ślusarski zerwał ścięgno i skręcił stopę, na uraz stopy narzekał także Kozakiewicz. Mało brakowało, a tyczkarz urodzony w Żarach w ogóle nie pojechałby na igrzyska. Na szczęście wstawił się za nim trener Andrzej Krzesiński i Ślusarski ostatecznie do Kanady poleciał, a tam został mistrzem olimpijskim, startując na "blokadzie". Podczas finału oddał ledwie trzy skoki, zaliczone w pierwszych próbach wysokości 5,20 m, 5,40 m i 5,50 m, gdzie ostatnią wysokością nie tylko zdobył złoto, ale ustanowił też ówczesny rekord olimpijski.

Dwa lata po olimpijskim złocie Ślusarski został jeszcze raz halowym mistrzem Europy, a w 1980 roku zdobył swój drugi medal na igrzyskach. Tym razem srebrny. W Moskwie. Przegrał wówczas tylko z... Kozakiewiczem, który tego dnia wykonał swój słynny gest. Był to jego ostatni wielki sukces. Po raz ostatni na światowych zawodach błysnął w 1983 roku, kiedy to zajął czwarte miejsce na historycznych, bo pierwszych mistrzostwach świata w lekkoatletyce. W 1986 roku wywalczył ostatni z 13. medali mistrzostw Polski, zajmując trzecie miejsce, a w 1988 roku zakończył sportową karierę. Niestety, 10 lat później Tadeusz Ślusarski zginął w tragicznych okolicznościach.
Tragiczny wypadek nieopodal Wolina. Zginęło trzech sportowców, Ślusarski, Komar i Marzec
Do feralnego wypadku doszło 17 sierpnia 1998 roku przed godz. 18:00 między Brozzowem i Przybierniowem, miejscowościami niedaleko Wolina. Na zakręcie z nieustalonych przyczyn, ponoć przy prędkości 120 km/h, doszło do czołowego zderzenia dwóch aut, którymi podróżowała czwórka lekkoatletów.
Jednym (fordem) kierował Tadeusz Ślusarski, z którymi podróżowali śpiący na tylnych siedzeniach Władysław Komar (mistrz olimijski z Monachium, dwukrotny brązowy medalista ME i pięcikorotny medalista HME oraz 16-krotny rekordzista Polski w pchnięciu kulą) oraz Krzysztof Świostek (były reprezentant Polski specjalizujący się w sprincie). Auto od razu stanęło w płomieniach. Świostek jako jedyny z pierwszego pojazdu przeżył tę tragedię.
- Próbując uniknąć zjeżdżającego na lewą stronę renault, odbił (Ślusarski - red.) gwałtownie w prawo, ale uniknięcie zderzenia było już niemożliwe. Ford się obrócił, jakby spleciony z renaultem i stanął. Chyba od razu zaczął się palić, a ja z największym trudem zdołałem uwolnić się z pasów. Nie myślałem jednak wtedy o sobie, tylko rzuciłem się na ratunek przyjaciołom, nie mając pojęcia, czy żyją. Pierwszego wydobyłem "Ślusarza", który miał trochę podpalone nogi. Potem nadludzkim wysiłkiem, gdy fotele z przodu już regularnie płonęły, udało mi się wyrwać zakleszczonego między siedzeniami 150-kilogramowego Władka. Obu odciągnąłem po około 30 metrów od grożącego wybuchem forda. Zaraz nadleciał helikopter, pojawił się lekarz, który - niestety - mógł już tylko stwierdzić zgon obu moich przyjaciół - opowiadał w wywiadzie dla "Przeglądu Sportowego Onet" Krzysztof Świostek.
W drugim (renault) jechał specjalizujacy się w biegu na 400 metrów Jarosław Marzec wraz z żoną, która była drugim ocalałym uczestnikiem wypadku. Ślusarski i Komar zginęli na miejscu. Marzec jeszcze przez pięć dni w szpitalu walczył o życie, ale zmarł wskutek odniesionych obrazeń.
- Jarek Marzec wyglądał strasznie, widać było jego mózg przez otwartą czaszkę... Ja byłem w takim szoku, że nie czułem jakiegokolwiek bólu, dopiero potem okazało się, że mam pęknięte dwa żebra - wspominał były sprinter.
Tadeusz Ślusarski w dniu śmierci miał 48 lat. Gdyby żył, prawdopobnie objąłby kadrę tyczkarzy, ponieważ ponoć takie były plany, a dziś obchodziłby 75. urodziny. Zarówno Ślusarski, jak i Komar spoczęli na Cemntarzu Wojskowym na Powązkach w Warszawie.
