Wojciech Nowicki tylko raz lepiej zaczynał sezon. To było też w Kenii. Przed rokiem rzucił na mityngu w Nairobi ponad 81 metrów. Dla naszego mistrza najważniejszą imprezą będą sierpniowe lekkoatletyczne mistrzostwa świata w Budapeszcie (19-27 sierpnia). Tam Nowicki będzie chciał powalczyć o kolejne złoto do kolekcji. Rośnie wielki talent. Młodziutki Polak z najlepszym wynikiem na świecie Mistrz olimpijski wprowadza zmiany z myślą o igrzyskach Polak w rozmowie z Interia Sport odniósł się też do ewentualnej rywalizacji ze sportowcami z Rosji i Białorusi, a także do sytuacji tuż przy granicy z Białorusią, bo tam ostatnio nasi sąsiedzi zainstalowali rakiety taktyczne.Tomasz Kalemba, Interia Sport: Za panem długi okres przygotowań. To był czas taki, jak zwykle, czy jednak zima w pana wykonaniu wyglądała zupełnie inaczej? Wojciech Nowicki: - Można powiedzieć, że przygotowania do tego sezonu nie odbiegały zbyt wiele od tych z lat poprzednich. Tym razem jednak bardziej skupiliśmy nad pracą nad techniką. Starałem się jak najwięcej czasu poświęcać zmianom, jakie chcemy wprowadzić razem z trenerką. To było kluczowe. Trening siłowy, dynamiczny, skocznościowy można zrobić w trakcie sezonu, a najważniejsza jednak jest praca nad techniką. Można powiedzieć, że udało się poprawić technikę? - Starałem się robić, co mogłem, ale zobaczymy, jak to wyjdzie w sezonie. Na treningu wychodziło wszystko. Najważniejsze, by to, co wypracowałem zweryfikować na zawodach, kiedy do tego wszystkiego dochodzi adrenalina i stres. Te zmiany szykujemy głównie pod przyszłoroczne igrzyska w Paryżu. Tam ma być tip-top. Ten rok dajemy sobie na pracę nad tymi zmianami. W przyszłym ma być wszystko dopracowane i z dużą powtarzalnością. Rozpoczął pan sezon mocnym uderzeniem. Na treningach młot lata dalej? - Nie jestem typem zawodnika, który na treningach rzuca daleko. Ten start w Kenii nie był najgorszy, ale też bez fajerwerków. Podszedłem do niego z marszu. Tak bardziej, by się sprawdzić. Mówi pan "bez fajerwerków", ale tylko raz rozpoczynał pan sezon lepiej. To był też w Kenii przed rokiem. Wtedy młot pofrunął na 81,43 m. - Ubiegły rok był jednak specyficzny. Już w lipcu były mistrzostwa świata, więc w maju miałem już formę. Teraz ta najwyższa forma ma być na sierpień, kiedy są mistrzostwa świata w Budapeszcie, ale już w czerwcu powinno być znacznie lepiej. Oby tylko zdrowie dopisywało. A jest z nim problem? - Odpukać nie. Jest wszystko w porządku. Dzięki temu mogłem bardzo dobrze przepracować zimę, co mnie bardzo cieszy. Rzucam równo i stabilnie, a to najważniejsze. Jeśli zgrają wszystkie elementy w jedną całość, to będę się starał rzucać naprawdę daleko. Diamentowa Liga otwiera się na młociarzy. "Pomogło jej przyjście do Polski" Młociarze dostają szansę. W tym roku pojawicie się w trzech mityngach Diamentowej Ligi. To będzie Stadion Śląski, ale też Oslo i Paryż. W tym ostatnim miejscu przewidziany jest konkurs mikstów. To chyba ważne, że możecie zaznaczyć swoją obecność w tak prestiżowych zawodach? - Oczywiście. Bardzo się cieszę z tego, że jesteśmy brani pod uwagę już drugi rok z rzędu. Zaczynamy przebijać mury. Pokazujemy, że rzut młotem też może być ciekawy i widowiskowy. Na pewno wystąpię w Oslo i na Stadionie Śląskim. Jeszcze nie wiem, co z Paryżem. Czekamy też na decyzję, czy dołączą rzut młotem do programu finału Diamentowej Ligi, bo ten w tym roku jest w Eugene. To byłoby fajne zwieńczenie sezonu. Mierzi to, że jesteście w tej Diamentowej Lidze trochę na dostawkę? - Zaakceptowałem to, że rzut młotem jest traktowany tak, a nie inaczej. Nie skupiam się zatem na tym, tylko staram się wykonywać to, co do mnie należy. To, co z nami będzie, zależy od działaczy organizujących mityngi. Pewnie, że dla nas byłoby super, gdybyśmy mieli więcej startów w sezonie i mogli się pokazywać na różnych stadionach świata. Z drugiej strony fajnie, że coś się jednak poprawia i nie jesteśmy na totalnym marginesie. Na pewno pomogło nam w tym przyjście Diamentowej Ligi do Polski. Możemy bowiem pokazać naszą konkurencję, a w ślad za nami poszli też organizatorzy innych mityngów. Drugi rok z rzędu będzie starał się pan walczyć o "koronę", bo do niej brakuje panu tylko tytułu mistrza świata. - I chciałbym trafić z formą w te mistrzostwa świata. To jest mój cel. Będę chciał powalczyć o jak najlepszy rezultat, a jakie to da miejsce, to się okaże. W ubiegłym roku 81 m dawało srebrny medal. Zostałem wicemistrzem świata. Do pełnej kolekcji brakuje mi złota z mistrzostw świata, ale czy będzie mi dane to osiągnąć? Zobaczymy. Pracuję ciężko na to, by tak się stało. Po zawodach w Kenii wiem, że mam jeszcze duże rezerwy, a to cieszy, bo znaczy, że mogę rzucać naprawdę daleko. Teraz mam kilka dni zgrupowania w Spale, a 26 maja czeka mnie start w Los Angeles. Może już tam padnie 80 m. Wojciech Nowicki: Rosjanie nie powinni być dopuszczeni do sportowej rywalizacji Jest pan liderem światowego rankingu, w którym jednak roi się od Rosjan i Białorusinów. Światowa federacja na razie jest nieugięta i nie pozwala na starty przedstawicielom tych państw, ale kto wie, czy się nie ugnie, jak to ma miejsce w innych dyscyplinach? - Trudno mi się wypowiadać na te tematy, bo wkrada się tu polityka. Bez względu na to kto będzie moim rywalem na rzutni, to będę się z nim mierzył i będę starał się temu sprostać. W tym wszystkim, co się dzieje teraz w świecie sportu i polityki jest naprawdę wiele odcieni szarości. Nie można wszystkich chwalić, ale nie można też wszystkich krytykować. Już pomijając sytuację geopolityczną, to jednak wciąż jest wiele nieścisłości związanych z dopingiem u Rosjan. I choćby w związku z tym nie powinni być dopuszczeni do sportowej rywalizacji. Trudno jest rywalizować z kimś, kto nie gra fair. I tu nie mówię o jednostce, ale o całej dopingowej machinie w Rosji. Mieszka pan bardzo blisko białoruskiej granicy, a ostatnio słyszeliśmy, że tuż przy polskich terenach rozmieszczone zostały taktyczne zestawy rakietowe. Czuć strach u ludzi? - U nas na szczęście jest bardzo spokojnie. Nie czuć strachu u ludzi. Na razie największym problemem w naszym terenie są imigranci, którzy nielegalnie przekraczają granicę. Jestem żołnierzem, ale na razie nie miałem alarmu i nie musiałem stawiać się na rozkaz. I dobrze, bo spokój jest nam wszystkim wskazany. Rozmawiał - Tomasz Kalemba, Interia Sport Fajdek kontra "Pudzian" w MMA? To byłby hit! "Były już pierwsze telefony"