Haratyk, który obok medali wielkich imprez (wspomniane złoto ME, trzy złota mistrzostw kraju) ma na koncie także rekord Polski. Aktualnie wynosi on 22,32 metra, a ustanowił go w lipcu 2019 roku. Co ciekawe, parę dni później... wyrównał ten wynik. Aktualnie jednak sportowiec boryka się z poważnymi problemami zdrowotnymi, które uniemożliwiają mu walkę o wysokie lokaty. Michał Haratyk dosadnie o PZLA - Mięśnie mi puszczają. Niekiedy pękają, takie życie - mówił w rozmowie z "TVP Sport", nawiązując do kontuzji mięśnia przywodziciela, która przydarzyła mu się ostatnio. Najlepszym w ostatnim czasie wynikiem Haratyka jest 9. miejsce, wywalczone podczas Halowych Mistrzostw Świata w Belgradzie. Nasz reprezentant aktualnie nie jest w stanie wyjechać poza granicę kraju, by móc trenować na odpowiednim poziomie (w Polsce uniemożliwia to aura). Środków nie gwarantuje mu też PZLA. - Sam nie jestem w stanie wydać 20 tysięcy złotych na zgrupowanie. Na takie nie pojechałby mój trener. Jeśli chciałbym go zabrać, musiałbym wyłożyć około 40 tysięcy - wylicza. Pod adresem władz zdecydował się skierować kilka mocnych słów. Jak wyznał, w naszym kraju przed zdobyciem krążka imprezy mistrzowskiej ciężko jest wiązać koniec z końcem. - Gdy zdobywałem pierwsze podium, miałem 25 lat. Do tego momentu nie zarabiałem nic. W końcu pchnąłem 21 metrów. Dostałem tysiąc dwieście złotych stypendium. Tyle. One się nie zmieniły. To, co ustalili ileś lat temu, to zostało. PZLA zależy, żeby mieć sponsorów, nie zawodników - komentował.