- Zawsze fajnie jest uczestniczyć w czymś, co wydarza się pierwszy raz. Wygrywać na takich zawodach jest dwa razy fajniej - emocjonował się Fajdek, który efektowne zwycięstwo w premierowych zawodach tej rangi w naszym kraju zapewnił sobie w drugiej próbie. W niej posłał młot na rekordową odległość 81.27 m. Paweł Fajdek do kibiców: Jesteście rozgrzeszeni I z dużą przewagą wyprzedził drugiego Wojciecha Nowickiego (79,19m). "Biało-czerwoni", do czego już zdążyli przyzwyczaić, znów zdominowali rywalizację w rzucie młotem. Podobnie jak na MŚ w Eugene, wielokrotny mistrz globu wyprzedził aktualnego mistrza olimpijskiego. - Tyle tylko, że nie było tutaj pięknej pogody. Ale w Polsce najczęściej tak się dzieje, że słońce świeci w tygodniu, a deszcz przychodzi na weekend. Nie dziwię się więc niektórym kibicom, że z daleka nie mieli ochoty dojechać. Jesteście rozgrzeszeni - uśmiechał się Fajdek. Konkurs dla Fajdka ułożył się w wymarzony sposób, bo przyznał, że po trzecim rzucie poczuł odpływ mocy. - Zaczęło mi brakować energii. Jestem przemęczony po powrocie z USA. Był to wymagający start, później doszła zmiana czasu, a do tego jeszcze przyplątało się choróbsko. Wiele osób przyjechało z koronawirusem, nie wiem jak było u mnie, bo się nie przebadałem, ale czułem się źle. Niemniej stanąłem na wysokości zadania i zrealizowałem cel na te zawody, czyli wygrałem, a do tego wrócił do mnie rekord Diamentowej Ligi. Za rok znów będziemy walczyli o to, żeby młot był w tym cyklu, choć na zasadach pokazowych - podkreślił pięciokrotny mistrz świata, niepokonany od 2013 roku.