Festiwal Skoków w Opolu, na który Norbert Kobielski pojechał z rodziną, odbywał się 26 maja. Tam zawodnik został przebadany i okazało się, że w jego organizmie znaleziono metabolit pentedronu norefedryny. - Metabolity są rezultatem rozpadu substancji głównej. Niektóre substancje rozkładają się (metabolizują) bardzo szybko i przy analizie próbek nie wykrywa się substancji głównej, tylko jej metabolity. Zdarza się jednak też, że w badaniu pojawia się i jedno, i drugie. Może zatem być, jak u Norberta Kobielskiego, że jest sam metabolit, a nie ma samego pentedronu. Wykrycie substancji, jej metabolitu albo markera jest traktowane jako naruszenie przepisów antydopingowych - tłumaczył Michał Rynkowski, dyrektor Polskiej Agencji Antydopingowej (POLADA), w rozmowie z Interia Sport. Chcą zburzyć porządek świata. Za wszystkim stoi syn Donalda Trumpa Norbert Kobielski był w życiowej formie, kiedy dostał cios Ciekawostką jest fakt, że Kobielski badany był dwa dni przed startem w Opolu na zgrupowaniu w Spale, a potem dwa dni później na mityngu Zlata Tretra (Złote Kolce) w Ostrawie. W obu wypadkach próbki pobrane od naszego skoczka wzwyż były negatywne. - Badanie poza zawodami, a na zawodach różni się tym, że jest zupełnie inny zakres analizy. Wtedy analizuje się próbki też pod kątem substancji, które są zabronione na zawodach, a to była taka właśnie substancja. Nawet jeśli wcześniej był wynik negatywny, to nic to nie znaczy w tym kontekście. To wszystko weryfikowała AIU. Oni badali ten przypadek bardzo dogłębnie wraz z laboratorium, zanim zawodnik został powiadomiony. Nie ma wątpliwości co do tego, że metabolit substancji został wykryty - mówił Rynkowski. Sam Kobielski nie mógł pogodzić się z tym, że cokolwiek zostało znalezione w jego organizmie. Do ostatnich chwil przed igrzyskami trenował i jednocześnie walczył o oczyszczenie. Był w życiowej formie. - Kiedy odwoływaliśmy się od zawieszenia w Trybunale Arbitrażowym ds. Sportu w Lozannie (CAS), to otrzymałem tylko informację, że sprawa zostanie oddalona i tymczasowe zawieszenie zostaje podtrzymane. Nie dostałem jednak odpowiedzi, dlaczego tak się stało. Nie ma żadnego wyjaśnienia. Tak, jakby wszystko było zamiatane pod dywan - złościł się Kobielski. Polski lekkoatleta był już w przeszłości karany Ciekawostką jest fakt, że - jak twierdzi Kobielski - organizator zawodów w Opolu początkowo otrzymał informację o tym, że obie próbki pobrane do badania na Festiwalu Skoków (badana była jeszcze Maria Żodzik) są negatywne. Do tego stężenie u naszego lekkoatlety miało sugerować, że substancja dostała się do organizmu dobę wcześniej, a zatem w momencie, gdy - jak przyznał - prowadził samochód. - Z AIU otrzymałem podsumowanie sprawy i w nim zostały wycięte niewygodne dla nich elementy sprawy, jak choćby e-maile z Polskiego Laboratorium Antydopingowego (PLAD), jakie otrzymałem. Wszystko to, co przemawiałoby na moją korzyść, zostało pominięte. Tak samo jak e-mail koordynatora ds. dopingu z Europejskiej Federacji Lekkoatletycznej do organizatorów mityngu w Opolu. Została też wycięta informacja o tym, że wszystkie próbki pobrane w Opolu były czyste. A tam były pobrane tylko dwie. Ode mnie i Marii Żodzik. Trudno byłoby się zatem pomylić przy dwóch papierkach. Zamieszczono zatem wpis, że jednak jedna próbka była pozytywna. Nie wiem. Może to jest część grubszej całości. Nie chcę snuć teorii spiskowych, ale nie wykluczam, że w moje miejsce pojechał ktoś inny. Dziwne - żalił się Kobielski. Lekkoatleta miał już w przeszłości problemy z niedozwolonym środkiem. W 2020 roku wykryto w jego organizmie popularną, ale zabronioną używkę. Był zawieszony na kilka miesięcy. Teraz Kobielski utrzymuje, że w jego sprawie popełniono błąd w laboratorium. - Sama metoda badawcza była już wątpliwa, bo wykorzystano odczynnik, którego nie powinni wykorzystać, bo w jego wypadku rozbieżność wykrywanych substancji jest zbyt duża. Wykorzystanie odczynnika o nazwie pentedrone norephedrine metabolite, nie znaczy, że taka substancja istnieje. To jest nazwa odczynnika, jaką nadał producent. On wykrywa metabolity pentedronu i norefedryny. To jest grupa wielu substancji. Sam producent na swojej stronie informuje, że może wykrywać potencjalne metabolity - powiedział. - Pani z PLAD sama nie wiedziała, co znalazła i jak sobie dać z tym radę, więc zapytała inne autoryzowane laboratoria. Wszystkie odpowiedziały, że u nich nie bada się tego typu substancji. Gdybym był badany w jakimkolwiek innym laboratorium na świecie, to moja próbka byłaby czysta. Tym bardziej nabieram przekonania do tego, że komuś zależało, bym był zawieszony. Taka substancja jak pentedrone norephedrine metabolite, a tak ją określiła pani z PLAD, po prostu nie istnieje - dodał. Zapytaliśmy zatem szefa POLADA o wspomnianą substancję. Kobielski jest w posiadaniu korespondencji mailowej w jego sprawie. - Cała korespondencja wyglądała tak, że pani z PLAD nie wie, co znalazła, ale wydaje się jej, że to jest substancja niedozwolona. Każdy jej odpisuje, że taka substancja nie istnieje, że ma być ostrożna w wydawaniu werdyktu, bo może kogoś skrzywdzić. Nie mieli po prostu styczności z tą substancją. W całej historii sportu był chyba tylko jeden przypadek dotyczący pentedronu. Cała historia maili kończy się tym, że pani z PLAD pisze, że ma już informacje z innego źródła. Na tej podstawie zostałem tymczasowo zawieszony. Nie mam żadnego wyroku. Tymczasowe zawieszenie jest nałożone tylko po to na zawodnika, bo dzięki temu organ antydopingowy nie musi udowadniać mojej winy, a to raczej ja muszę udowadniać swoją niewinność. A to kosztuje, a skoro jestem zawieszony, to znaczy, że nie mam środków. I kółko się zamyka - opowiadał. Jaka kara grozi Kobielskiemu? Jeszcze kiedy głośno było wokół jego sprawy przed igrzyskami, to wówczas w przestrzeni publicznej mówiło się o czterech latach dyskwalifikacji. Teraz szef POLADA poinformował, że AIU domaga się dwóch lat zawieszenia. - Słyszałem wersję, w której z karą zeszli nawet do roku, choć początkowo mówiło się o czterech latach. Skończy się pewnie sześcioma miesiącami albo uniewinnieniem. Nie może być tak, że zawiesza się sportowca za niedozwolony środek, którego nie znaleziono w jego organizmie - grzmiał Kobielski. I przypomniał też sytuację z próbką B. - Po mistrzowsku zrobili mi szach-mat z próbką B. W momencie kiedy dowiedzieli się, że mam całą korespondencję dotyczącą mojej sprawy, otrzymałem maila, w którym miałem w ciągu kilku godzin zdecydować się na otwarcie próbki B. Z prawnikiem nie zauważyliśmy tego maila, więc napisali nam, że dla nich to oznacza zrzeknięcie się możliwości otwarcia próbki B. Po dwóch dniach otrzymałem wiadomość, że POLADA na własny koszt, a normalnie to jest chyba 1000 euro, otworzą próbkę B. Po to, żeby otworzyć ją w laboratorium POLADA, żeby wyszło dokładnie to, czego chcieli - stwierdził. - POLADA nie otwierała próbki B i nie zlecała tej procedury na swój koszt. Te działania były podejmowane przez AIU - zareagował szef POLADA. - Może rzeczywiście tak było, ale nie zmienia to faktu, że próbka była otwierana i badana w polskim laboratorium antydopingowym - przyznał nasz lekkoatleta. Koniec kariery Kobielskiego? Od tymczasowego zawieszenia minęło już prawie osiem miesięcy. Wciąż nie wiadomo, kiedy zostanie wydany ostateczny werdykt. - Miałem wyznaczony termin rozprawy na 24 lutego, ale okazało się, że nie dostawałem e-maili od prawnika. Termin będzie zatem przesunięty. Na razie nie wiadomo na kiedy, ale obawiam się, ze to będzie początek kwietnia. Nie wiem, czy w tej sytuacji nie zrezygnuję po prostu z tej rozprawy i nie zacznę sobie szukać pracy za granicą - przyznał. Kobielski myśli o wyjeździe do Szwajcarii, gdzie ma znajomych, Rozważał też możliwość startów w barwach innego kraju. - Myślałem o wyjeździe do Szwajcarii, bo mam tam znajomych. Mam za złe Polsce to, jak się ze mną obeszła. Nawet chodziła mi po głowie myśl reprezentowania innego kraju. Tak zraziłem się do polskiego systemu. Nawet przez chwilę nie myślałem, że jeszcze będę startował dla Polski. To wszystko wyjdzie jednak w praniu. Muszę podjąć jakąś decyzją w ciągu kilku najbliższych tygodni - powiedział. "Zniszczyli mi życie. Zniszczyli mnie takim, jakim jestem" Przez wiele tygodni Kobielski milczał, ale ostatnio stał się aktywny w mediach społecznościowych. Zgodził się też na rozmowę. - Jeśli jednak zdecyduję się na walkę o swoje prawa i dowiodę, że to był błąd laboratorium, to zniszczę ich doszczętnie - zakończył. W sprawie Kobielskiego próbowaliśmy się kontaktować z Polskim Laboratorium Antydopingowym i AIU, ale nie otrzymaliśmy od nich żadnej odpowiedzi.