Niemal rok temu, w połowie czerwca, z tego miasteczka w Saksonii-Anhalt, przyszły bowiem informacje wręcz sensacyjne. Dominik Kopeć przebiegł tam 100 metrów w czasie 10.05 s, a to czas dla polskich biegaczy od dawna nieosiągalny. Lepszy był Marian Woronin, którego równe 10 sekund jest rekordem kraju już od prehistorycznych w lekkiej atletyce czasów. 9 czerwca minie bowiem już 40 lat od tamtego biegu pana Mariana na stadionie w Warszawie. Być może do tych 40 lat jednak nie dotrwa. 8 czerwca w Rzymie zaplanowane są bowiem biegi półfinałowe i finałowy w mistrzostwach Europy. A Dominik Kopeć pokazał dziś w Dessau-Roßlau, że jego forma idzie mocno w górę. Pechowa kontuzja i wielka niepewność. Król polskiego sprintu wszedł w sezon z opóźnieniem Pewnie byśmy się o tę dyspozycję nie bali, gdyby nie sytuacja z końcówki biegu w mityngu Copernicus Cup w Toruniu, na początku lutego. Nagle upadł, już na mecie, został zniesiony na noszach. Diagnoza wykazała naderwanie mięśnia prostego uda, w jego najwęższym miejscu - kontuzja nieprzyjemna, ale nie aż tak groźna, jak się wydawało. Oznaczała jednak wiele godzin spędzonych na fizjoterapii i półtora miesięcy przerwy w bieganiu. A to jednak dość istotne. - Trudno powiedzieć, jak będzie wyglądało to lato. Nie ukrywam, że chciałbym regularnie biegać poniżej 10,20 sek. Jeżeli to by się udało, to przy sprzyjających warunkach mógłbym myśleć o biegu w okolicach 10,00 sek., a może poniżej - mówił Interii w połowie marca. Po kolejnych dwóch miesiącach okazuje się, że ten pierwszy cel już może być realizowany. Sześć dni i poprawa o 23 setne sekundy. Dwa świetnie biegi Dominika Kopcia w Niemczech Kopeć ominął rywalizację na Bahamach, wrócił na tartan dopiero dwa tygodnie temu - przebiegł 150 metrów na zawodach w Lublinie. Dystans nietypowy, ale pozwalający sprawdzić tak szybkość, jak i wytrzymałość. W poprzedni weekend był już bieg na 100 m na Memoriale Kusocińskiego, czas 10.44 s jednak nie porywał, wystarczył do zaledwie siódmej lokaty. A przecież Oliwer Wdowik uzyskał rewelacyjny czas 10.23 s, pobił rekord życiowy. I do dziś był to najlepszy czas Polaka w tym roku. Sprinter Agrosu Zamość w Niemczech się z nim jednak "rozprawił". Jeszcze nie w biegu eliminacyjnym, choć w swojej serii był najlepszy, uzyskał 10.29 s. Ale już w finale - tak. W niemal bezwietrznej pogodzie pobiegł w 10.21 s, to wystarczyło do drugiej pozycji. Pierwszą zajął reprezentujący Sri Lankę Yupun Abeykoon (10.15 s). Gorzej poszło Markowi Zakrzewskiemu - 18-latek ze Słupska nie biega jeszcze tak szybko, jak w poprzednim sezonie. W Niemczech uzyskał najpierw 10.41 s, później w finale B - 10.45 s. Obaj, z Kopciem, będą zapewne biegać w Rzymie w sztafecie - i muszą to robić szybko, bo Polakom pozostała jeszcze walka o jedno z dwóch wolnych miejsce na rywalizację olimpijską w biegach rozstawnych w Paryżu.