Artur Gac: Telefony już mocno się rozdzwoniły? Patrząc po reakcjach, wielu osobom zaserwowałeś dziś smutną wiadomość. Marcin Lewandowski: - Rozdzwoniły się, wiadomo, ale to było do przewidzenia. Byłem na to przygotowany. Zdaję sobie sprawę, że większości osób sprawiłem nieoczekiwaną niespodziankę. Decyzję podjąłem już kilka dni temu, a zadecydowało parę względów. Oczywiście, że było kilka najbliższych osób, które pierwsze się o tym dowiedziały. Ta informacja przez przypadek może i poszła dalej, ale jednak zależało mi, żeby decyzję zakomunikować najpierw ważnym ludziom w moim życiu. Im chciałem przekazać to osobiście, a nie, żeby dowiedziały się o tym z mediów społecznościowych. Z tego względu musiałem trochę przeciągnął tę podjętą, a podjąłem ją praktycznie już tydzień temu. Jak wyglądały te chwile, gdy osobiście przekazywałeś najbliższym powzięte kroki? Rozumiem, że łezka w oku się zakręciła... - Niewątpliwie to nigdy nie są łatwe tematy. Tym bardziej, że z wieloma ludźmi czy markami jestem związany od wielu lat, jak chociażby firma adidas, z którą współpracuję tak naprawdę już od 2006 roku, bo wzięli mnie pod skrzydła gdy jeszcze byłem juniorem. Przeżyłem z nimi wiele pięknych chwil i tak naprawdę to szefostwo firmy, które wtedy mnie przyjęło, do tej pory pełni swoje obowiązki. Tym bardziej zbudowaliśmy świetne relacje, ale też tym większa przykrość, gdy nadszedł czas, że doszliśmy do końca. Cieszę się, że te osoby respektują moją decyzję, bo na pewno nie była ona pochopna i podjęta pod wpływem chwili. Skoro ją podjąłem właśnie teraz, to znaczy, że przyszedł czas mojego końca z wyczynowym sportem na najwyższym poziomie. Marcin Lewandowski: Nie miałem ani chwili zawahania A miałeś też rozmowy z takimi osobami, które jednak próbowały cię odwieść od tego kroku i w rezultacie przez chwilę zastanowiłeś się, czy może faktycznie nie warto jeszcze przedłużyć karierę? - Przyznaję, że było parę osób, które chciały mnie od tego odwieść, ale bez powodzenia. Po prostu z mojej strony nie było żadnych wątpliwości, ani chwili zawahania. To tylko mi jeszcze bardziej uzmysłowiło, że decyzja była w pełni świadoma. W moim przypadku było mi o tyle łatwiej, że jestem spełnionym sportowcem. Oczywiście brakuje mi tego jednego, olimpijskiego krążka, ale mam wiele innych, pięknych wspomnień związanych z sukcesami. Ogólnie jestem też szczęśliwym człowiekiem, mężem, ojcem i przyjacielem. Odchodzisz na własnych warunkach, ale... - Oczywiście miało to wyglądać troszkę inaczej, szczególnie teraz, kiedy Diamentowa Liga będzie organizowana u nas w Polsce, w dodatku przez mojego menedżera Marcina Rosengartena. Dlatego można sobie wyobrazić, jak wyjątkowe byłoby takie zakończenie na pięknym stadionie, na oczach całej swojej sportowej rodziny i innych, najlepszych zawodników ze świata, którzy będą uczestniczyli w tych elitarnych zawodach. Z drugiej strony to tym bardziej daje do zrozumienia, jaka jest sytuacja, skoro zdecydowałem się podjąć taką decyzję i nie zatrzymują mnie nawet tak piękne chwile na horyzoncie, które mógłbym przeżyć na Stadionie Śląskim. Jednak są rzeczy ważne i ważniejsze, a dla mnie najważniejsza jest rodzina i stąd taka decyzja. Zdarzenie z wypadkiem twojej córki faktycznie przechyliło szalę, czy to składowa kilku innych, okołorodzinnych wydarzeń? - To na pewno miało duże znaczenie, ale też nie ma co wszystkiego zganiać na tę sytuację. Jest też bowiem wiele innych historii, które ciągną się od wielu lat, jak chociażby niepotrzebne przepychanki i walki z Polskim Związkiem Lekkiej Atletyki. Czy takie zdarzenie, jak fakt, że w tym roku, po wspaniałym sezonie, odszedł ode mnie jeden z głównych sponsorów, czyli Grupa Azoty. To wszystko na pewno nie pomogło mi dalej zostać na ścieżce kariery. Reasumując, składowych jest mnóstwo i wszystko to skumulowało się na tyle, że dziś rozmawiamy o mojej decyzji. A fakt, o którym już wspomniałem, czyli bycie spełnionym sportowcem, daje mi ten komfort, że już nie muszę dłużej się przepychać, rzeźbić i po prostu kombinować z różnych stron i wielu powodów. Nadszedł czas, by w pełni zająć się rodziną, spędzać jak najwięcej czasu z najbliższymi i szukać sobie "drugiego życia". Przede mną jest nowe życie i naprawdę nie jestem przestraszony tą decyzją. Bardzo się ekscytuję tym, jak będę się spełniał w nowej roli i realizował swoje kolejne marzenia. Ekscytacja, o której mówisz, wyklucza jakąkolwiek obawę o to, czy sobie poradzisz w "życiu po życiu"? - Niewątpliwie na pewno będę za tym tęsknił, a też zdaję sobie sprawę, że wielu sportowców źle kończy po zakończeniu kariery. Nawet wielkich postaci, dużo większych ode mnie. Ale ja o swoją przyszłość się nie obawiam. Raz, że znam siebie, swoje możliwości, a po drugie jestem takim człowiekiem, który wie, że sobie poradzi. Wiem, czego oczekuję od siebie i życia, dlatego chcę teraz z moją rodziną realizować inne cele i ambicje. Ponadto, o czym wspomniałem w swoim oświadczeniu, ja nadal będę członkiem Centralnego Wojskowego Zespołu Sportowego. A zatem nadal będę podtrzymywał formę, choć pewnie już nie na najwyższym poziomie i zamierzam reprezentować Wojsko Polskie na arenach światowych. Lewandowski o IO w Tokio: Byłem w formie życia i było mnie stać na rewelacyjny wynik Podejrzewam, że twoje perypetie ze zdrowiem też były jedną ze składowych decyzji. Z jakim uszczerbkiem na zdrowiu przechodzisz do życia "cywila"? - Powiem szczerze, że fizycznie czuję się świetnie. Co w moim wieku (34 lata - przyp. AG) i po takiej eksploatacji organizmu jest wręcz niesamowite. Mam się znakomicie, dlatego tym bardziej żal odejścia z wyczynowego sportu, bo zdrowie by mi na to ciągle pozwalało. Niestety, z innych powodów, już nie byłbym w stanie dobrze przygotować się do obrony dwóch medali mistrzostw świata i mistrzostw Europy, a mnie szóste miejsce na takich imprezach nie interesuje. Stąd też taka moja decyzja, odchodzę jako aktualny medalista mistrzostw świata i Europy. Natomiast bardzo dobrze pamiętam moją ostatnią kontuzję, czyli zerwanie mięśnia łydki na igrzyskach w Tokio, ale po tym już dawno doszedłem do siebie. Po drodze zaliczyłem świetnie sezon halowym, miałem trzeci wynik w swojej historii na 800 metrów, a poza tym najszybsze otwarcie w życiu na 1500 m. Obiecująco to wszystko wyglądało... Jednak myślę że też właśnie dlatego, iż ostatnio nie odcinałem kuponów, łatwiej mi będzie odejść z tego świata, bo nie będę miał poczucia niedosytu. Za tobą 16 lat, jak to nazwałeś, "pięknego biegania", jednak wiemy, że na każdą karierę składają się wzloty i upadki. Jakie najpiękniejsze wspomnienie oraz najbardziej przykre zabierasz ze sobą na sportową emeryturę? - Najpiękniejszą chwilę ciężko jest ująć w jednym wydarzeniu, bo miałem wiele cudownych momentów i przecież zdobyłem tyle medali... Jednak na pewno magicznie było, gdy zdobywałem medale na imprezach mistrzowskich blisko Polski, na przykład na mistrzostwach Europy w Berlinie, gdzie było mnóstwo kibiców i moich przyjaciół z Polski, z którymi zaraz po starcie mogłem się uściskać. Na trybunach namierzyłem na przykład moją żonę z dziećmi, czego nigdy nie zapomnę. Ale także medale zdobyty u nas w Toruniu mocno zapadł mi w pamięci. Dlatego wiesz co? Każdemu sportowcowi życzyłbym tego, żeby nie potrafił wybrać swojego jednego, najlepszego momentu w karierze. - Natomiast dużo prościej będzie wybrać gorycz, czyli start w ubiegłym roku na igrzyskach w Tokio. To nie chodzi tylko o to, że nie zdobyłem medalu i nabawiłem się kontuzji. Chodzi o to, że wiem, iż byłem w formie życia i było mnie stać na rewelacyjny wynik, a może nawet na rekord Europy na dystansie 1500 metrów. A po prostu skończyłem w taki sposób, jak pamiętamy, czyli na tarczy... I właśnie to jest najbardziej przykre, czyli ten moment niepowodzenia, gdy wiedziałem, że stać mnie na fantastyczny wynik. Ja po prostu poświęciłem kawał swojego życia tylko pod to, żeby w Tokio wydarzyło się coś spektakularnego. Jednak żyję dalej i uspokajam, że na pewno po nocach to nie będzie mi się śniło. Zdradziłeś już także, że w listopadzie znów zostaniesz ojcem. Jeśli przy zakończeniu kariery łezka mogła się zakręcić w oku, to przy tym wydarzeniu łzy szczęścia z pewnością mogą popłynąć. - Bez wątpienia. Czekamy z niecierpliwością, taki był plan i radujemy się w oczekiwaniu na naszą trzecią pociechę. Na razie mamy dwie córeczki. A możesz już zdradzić płeć dziecka? - Jeszcze jest za wcześnie, sami nie wiemy. Na ostatnim badaniu dziecko było bardzo ruchliwe, chyba po tatusiu, tak że nie byliśmy w stanie zobaczyć płci (uśmiech). Rozmawiał Artur Gac