To jeszcze oczywiście nie było bieganie na czas, stąd rezultat 7.70 nie robi wrażenia. Jak wynika ze słów Szymańskiego, mimo awansu, nie wszystko poszło planowo. Jakub Szymański: Teraz jest pełen luz - Nie czułem się najlepiej, to znaczy wiedziałem, że coś zepsułem. Było za bardzo sztywno, ale chodziło przede wszystkim o to, żeby dostać duże "Q". Tak więc plan minimum został wykonany - dzielił się emocjami 20-latek, którego "życiówka" ustanowiona w tym roku w Karlsruhe wynosi 7.60. Okazuje się, że to nie tor, pomiędzy dwoma znakomitymi rywalami Brazylijczykiem Rafaelem Pereirą i Pascalem Martinot-Lagardem, wpłynął na usztywnienie naszego młodego debiutanta. - To akurat nie miało znaczenia. Wpłynęło na mnie to, że w debiucie nie chciałem dać ciała. A usztywnienie zaczęło się nie w momencie wejścia na bieżnię, nie w blokach, tylko na pierwszym płotku. Wiedziałem, że nie robię tego dobrze i wówczas nastąpiło usztywnienie, żeby dobiec do mety z dużym Q. Teraz już jest pełny luz - zapowiedział. Przyznał też odważnie, że w Belgradzie marzy o "życiówce". - Byłbym tym wniebowzięty, a przebieg mistrzostw pokazuje, że bieżnia jest bardzo szybka. Z drugiej strony nie jestem przyzwyczajony do takiego tartanu w hali - odparł Szymański. Artur Gac z Belgradu