Polska tuż za USA w sztafecie 4x400 metrów. Kluczowa będzie niedziela
Z czterech możliwych do zdobycia kwalifikacji na wrześniowe mistrzostwa świata w Tokio Polska zdobyła w sobotę w Kantonie dwie. I została na sam koniec ostatnia możliwa szansa - w zmaganiach męskich sztafet 4x400 metrów. Bez Kajetana Duszyńskiego i Maksymiliana Szweda Biało-Czerwoni nie pobiegli źle, dotarli do mety za ekipą USA I zapewne byłby to wielki wyczyn, gdyby... rywale formalni mistrzowie olimpijscy nie zawiedli. Bo finiszowali trzeci, Polska była czwarta. I obie ekipy muszą w niedzielę powalczyć o przepustki do Japonii.

Sobotnia rywalizacja w Kantonie mogła zagwarantować polskiej ekipie aż pięć kwalifikacji do wrześniowych MŚ w Tokio, ale już trzy byłyby wielkim sukcesem naszej reprezentacji. W każdej z rywalizacji dawał ją awans do niedzielnego finału, w zmaganiach 4x400 metrów trenerzy polskiej kadry zdecydowanie postawili na drużynę mieszaną. To tam biegły gwiazdy męskiej i kobiecej sztafety.
O ile w przypadku zmagań na 100 metrów możliwe są jeszcze dwa biegi w krótkim odstępie czasu, to na 400 metrów - już raczej nie. Za duże ryzyko przeciążenia, zresztą nie było takiej potrzeby. Ewentualny brak awansu do finału w sobotę oznaczał miejsce w niedzielnych repasażach, tam rozdanych zostanie sześć ostatnich przepustek do Tokio.
Polska zaś w sobotę wywalczyła już dwie kwalifikacje - w sztafetach mieszanych 4x400 metrów oraz męskiej 4x100 metrów.
Na koniec zostali panowie z drużyny 4x400 metrów.
World Relays 2025. Polska sztafeta 4x400 metrów walczyła o finał w Kantonie. I kwalifikację do MŚ
Z uwagi na fakt, że wcześniej w mikście biegali Maksymilian Szwed i Kajetan Duszyński, obu zabrakło dwie godziny po ich awansie do finału. A bardzo by się przydali.
Na pierwszej zmianie w polskiej drużynie pobiegł Michał Kijewski, uczestnik naszej srebrnej sztafety z ubiegłorocznych mistrzostw świata U-20 w Limie. I spisywał się nadspodziewanie dobrze, biegł w okolicach trzeciej pozycji. Tyle że zabrakło mu sił tuż przed zmianą z Marcinem Karolewskim spadł za Hindusa, z którym wcześniej dość wyraźnie prowadził.
Na czele stawki byli Amerykanie, ale coś dziwnego zaczęło się dziać z faworytami zawodów już po przekazaniu pałeczki. Lance Lang pobiegł słabo, zaczął dość wyraźnie odstawać od Francuza Prevota i Kenijczyka Mweresy. A Polska - po Karolewskim biegł Patryk Grzegorzewicz - walczyła o piątą lokatę z Indiami, przed nami było też Zimbabwe.
Dobrze na ostatniej zmianie pobiegł Mateusz Rzeźniczak, wygrał na ostatniej prostej rywalizację z Hindusem Kumarem. Amerykanin Elija Godwin był jedna byt daleko, by "dobrać" się jeszcze do niego. Niemniej i tak doszło do sensacji z udziałem ekipy USA. Oto bowiem formalni mistrzowie olimpijscy, choć oczywiście w zupełnie innym składzie, zajęli trzecią pozycję: za Francją (3:00.30) i Kenią (3:00.88). A tylko dwie drużyny kwalifikowały się do finału.
Amerykanie, podobnie jak Polacy, będą musieli w niedzielę walczyć w repasażach o udział w mistrzostwach świata. Zmierzą się razem w drugiej serii - rywalami będą też: Australijczycy, Niemcy, Katarczycy, Włosi, Irlandczycy i Hindusi. Awans do MŚ wywalczą trzy najlepsze ekipy.
Sobotni czas Polaków to 3:02.69.