"To jest mój pierwszy pobyt w USA. Jestem mega zadowolona z tego, że tutaj jestem. Na pewno chciałabym wrócić — może niekoniecznie do Seattle i w to miejsce, ale chciałabym zobaczyć inne zakątki Stanów Zjednoczonych. Jestem pod niesamowitym wrażeniem tego kraju. Mistrzostwa świata tutaj są pierwszy raz, wszystko zostało niesamowicie zorganizowane. Słyszałam, że niektórzy narzekają na jedzenie, czy na klimat, ale ja nie. Mieszkanie w akademikach mi pasuje" - mówiła w rozmowie z PAP polska sprinterka. Cała otoczka mistrzostw świata jest dla niej "na duży plus". Przez ostatnie dni była pod wrażeniem tego, że kibice szczelnie wypełniają stadion. Z koleżankami ze sztafety przeciskała się na lepsze miejsca, bo tylko jedna trybuna jest przeznaczona dla zawodników. "Każdy nas zaczepiał i pytał, skąd jesteśmy. Musiałyśmy tłumaczyć, z jakich rejonów Polski pochodzimy. Głównie kojarzyli albo Warszawę, albo Kraków, więc tłumaczyłyśmy, opowiadałyśmy o Polsce. Oni są zainteresowani, ciekawi. To jest duży plus, że czujemy się bardzo swobodnie, bo przyjęli nas bardzo miło. Kiedy są kibice na stadionie, to w takiej atmosferze niesamowicie się startuje. To widać po początku tych mistrzostw" - powiedziała Adamek. MŚ w Eugene. Polskie sprinterki żywiołowo się dopingują Polskie sprinterki nie raz i nie dwa było słychać na Hayward Field, bo żywiołowo dopingowały kolegów i koleżanki z reprezentacji. "Zazwyczaj sztafeta jest na zawodach od początku do końca, bo nasz start wypada pod koniec mistrzostw. Staramy się być na stadionie i wspierać naszych. Robimy to jednak z głową, bo mamy swój start i chcemy wypaść jak najlepiej. Słychać nas. Byłyśmy na wielu finałach i eliminacjach. W małym stopniu przyczyniłyśmy się do tego klimatu, a może i do wyników" - mówiła z uśmiechem. W akademiku polska ekipa sprinterek ogląda... zawody. Dla urozmaicenia — jak zażartowała Adamek. "Głównie oglądamy zawody i jesteśmy w klimacie mistrzostw, ale też plotkujemy, rozmawiamy sobie, chodzimy na stołówkę jeść. To też jakaś tam forma atrakcji. Staramy się ograniczać chodzenie i +shoppingi+, bo mamy start i skupiamy się tylko na tym. Uważam, że jesteśmy naprawdę dobrze przygotowane. Ewa Swoboda jest w super dyspozycji. My też jesteśmy dobrze przygotowane, na równym poziomie. Trenowałyśmy zmiany w Spale i tutaj w Seattle, a także już na miejscu w Eugene. Wczoraj był ostatni trening. Skład, który jutro wyjdzie na bieżnię, jeżeli wszystko pójdzie tak, jak ma być, to rekord Polski jest zagrożony. On jest do poprawienia, a finał jest w zasięgu ręki. Trzeba czekać" - dodała. Rekord Polski od 2010 roku wynosi 42,68. Ze składu, który go ustanawiał podczas mistrzostw Europy w Barcelonie, pozostała Marika Popowicz-Drapała. To z nią w pokoju w Eugene mieszka Adamek. Skład na eliminacje (noc z piątku na sobotę czasu polskiego) jest już wybrany, ale nie został jeszcze publicznie ogłoszony. Finał tej konkurencji zaplanowano na noc z soboty na niedzielę — o 4.30 czasu warszawskiego. "Trener podjął najlepszą decyzję. Nie ma co tego analizować. Trzeba tylko trzymać kciuki i mocno kibicować" - powiedziała. CZYTAJ TAKŻE: Męski sprint ma nowego króla Duże wrażenie zrobiły na niej reprezentantki Jamajki. Shelly-Ann Fraser-Pryce wygrała bieg na 100 m, a jej koleżanki z reprezentacji zajęły także pozostałe miejsca na podium. Druga była Shericka Jackson, a trzecie miejsce zajęła Elaine Thompson-Herah. "Byłam akurat z Mariką na stadionie. Trafiło nam się idealne miejsce przy samym starcie w trzecim rzędzie. Byłyśmy pod bardzo dużym wrażeniem. Najpierw niesamowitych emocji dostarczył nam Damian Czykier, ale to, co potem zrobiły dziewczyny z Jamajki... Byłyśmy w dużym szoku. Jeszcze z Mariką czekałyśmy, aż przebiegną całe 400 m, żeby je zobaczyć z bliska. One są niesamowite i można się na nich wzorować. Wielki szacunek i wielkie +wow+. Cieszę się, że jestem tutaj, bo mogę być częścią tej ekipy, tych mistrzostw, mogę oglądać te wszystkie niesamowite wyniki" - podkreśliła 23-letnia Polka.