Polka przyznała, że nie jest w pełni dysponowana zdrowotnie. Angelika Cichocka mierzy się z problemami zdrowotnymi - Jeszcze nie znaleźliśmy przyczyny, ale szczerze mówiąc nie myślałam o tym przed biegiem. Powiedziałam sobie: podejmuję wyzwanie, przestaję się mazać, wyłączam ból i po prostu idę do przodu. Widziałem kątem oka rywalkę, czułam że się zbliża, ale już wtedy było mi ciężko wykrzesać więcej energii - kręciła głową Cichocka. - Miałam nerwobóle z pleców, przez cały pośladek do "dwójki". Próbowaliśmy to wyłączyć środkami przeciwbólowymi, ale na pewno muszę coś z tym zrobić po hali, bo zaraz mam kolejny obóz - mówiła. Naszej lekkoatletce do tego, aby pozostać w walce o medal MŚ, zabrakły dosłownie dwie setne sekundy. Cichocka: Mam nadzieję, że piekło w Ukrainie wkrótce się zakończy - Nie pierwszy i ostatni raz mam trochę pecha, ale mam nadzieję, że szczęście też się pojawi. Cieszę się, że tutaj jestem, choć oczywiście przyjechałam po finał i walkę o medal. Zawsze mówiłam i powtarzam to głośno, bo myślę, że stać mnie na taki sukces. Jednak przez wzloty i upadki ciężko mi dojść do spokoju - podkreśliła Cichocka, która rekord życiowy 2:00.37 dzierży od 2014 roku. 34-latka poszła w ślady Justyny Święty-Ersetic i również przyozdobiła włosy niebieską i żółtą wstążką. Gdy zostało o to zapytana, na jej twarzy w jednej chwili zaczęły malować się duże emocje. - Startując tutaj i zmagając się ze swoimi problemami, nie możemy zapominać, że u naszych wschodnich sąsiadów toczy się wojna. Chciałam też pokazać, że ich wspieram, nie zapominamy, jesteśmy razem z nimi i wspólnie walczymy. Jestem bardzo dumna z faktu, jak mocno Polacy pomagają, jak się jednoczymy. To wspaniała postawa, ale mam przede wszystkim nadzieję, że piekło w Ukrainie wkrótce się zakończy i zapanuje pokój. Artur Gac z Belgradu