Artur Gac: Jesteś jeszcze w Paryżu, czy już wróciłaś do Polski? Katarzyna Zdziebło: - Jeszcze w Paryżu. Czy prawdą jest, że dzisiaj (we wtorek 6 sierpnia - przyp. AG) opuszczasz Francję? - Teoretycznie miałam wylot o godz. 7 rano, ale zostałam, bo chcę oglądnąć sztafetę. I kupiłam sobie bilet powrotny na 9 sierpnia. Moi bliscy w poniedziałek przylecieli do Paryża i chcemy dopingować naszych zawodników. Czyli pobyt przedłużasz sobie już we własnym zakresie? - Tak. Czy to oznacza, że od tego momentu jesteś poza wioską olimpijską? - Nocleg mam zarezerwowany poza wioską. Wstęp do wioski z akredytacją chyba nadal mam, tylko nie ma tam już dla mnie miejsca. Znajdujesz wytłumaczenie dla tego, co się stało, w jakiej formie to się odbyło, że finalnie zostałaś niejako zawrócona z igrzysk, a w twoje miejsce pojawiła się koleżanka, Agnieszka Ellward? - Przede wszystkim ja uważam, że Agnieszka powinna być tutaj od początku. Tak samo jak Dawid Tomala, którzy zostali oficjalnie wybrani rezerwowymi. A odnośnie mnie, ja się z tym liczyłam, że wrócę do domu dwa dni po swoim starcie. Dlatego od początku byłam gotowa kupić sobie bilet we własnym zakresie, żeby jeszcze pooglądać sztafety, choć pierwotnie otrzymałam bilet na 8 sierpnia, czyli dzień po sztafetach. Rozumiałam, że wobec tego zostaję w wiosce, skoro jestem rezerwą rezerwy. Finalnie z samą decyzją nie mam problemu, bo liczyłam się z tym, co mnie czeka, tylko forma i czas, w jaki się o tym dowiedziałam, są bardzo dziwne. Jak się o tym dowiedziałaś? - Z mediów. Następnie, około godziny 17-18 dostałam bilet powrotny nazajutrz na godz. 7 rano, czyli na dzisiaj (wtorek - przyp.), z wyjazdem z wioski o godz. 4 rano. To chyba dość krótki czas, prawda? Co więcej, żadna z osób będących w wiosce nie poinformowała mnie o tej decyzji, a następnie nikt nie był w stanie mi wytłumaczyć, dlaczego w takim trybie to się stało. Ciężko było wyjaśnić tę sytuację. Jedna osoba odsyłała mnie do drugiej, każdy przekazywał, że on nic o tym nie wie. Panowała kompletna dezinformacja, a ja po prostu chciałam się dowiedzieć, kto podjął tę decyzję. No bo ktoś musiał wiedzieć wcześniej, skoro Agnieszka już przylatywała. Jako zawodniczka zostałam postawiona w niekomfortowej sytuacji. Uważam, że to jest bardzo słabe. Odnośnie samego zastąpienia mnie nie mam żadnych zastrzeżeń, jak już mówiłam, liczyłam się z tym. Tylko to, że dowiaduję się o tym z mediów i dostaję bilet powrotny na lot za kilkanaście godzin, jest bardzo słabą sytuacją. Stawia w złym świetle Polski Związek Lekkiej Atletyki. Ostatecznie ustaliłaś, kto był osobą decyzyjną? Po nitce do kłębka dotarłaś do odpowiedzi? - W poniedziałek można było bawić się w detektywów, kto jest za to odpowiedzialny. Niestety nie wiem i możliwe, że tego się nie dowiem. Aczkolwiek prawdopodobnie trener chodu, który przebywa w wiosce, podał skład rezerwowych i wybrał właśnie Agnieszkę oraz Artura Brzozowskiego. Od trenera, który miał ze mną kontrakt, także nie otrzymałam żadnej informacji. Tą wiadomość przekazał mi dopiero koordynator oraz szef misji, który tu przebywa. Zatem jaka tutaj zaistniała koincydencja czasowa? Bo wychodzi na to, patrząc po czasie, kiedy ta wiadomość ujrzała światło dzienne, że pierwszy publicznie przekazał ją Radosław Piesiewicz, prezes Polskiego Komitetu Olimpijskiego. Dokładnie o godz. 16:19 w poniedziałek napisał na portalu X, że ty wracasz do domu, a za ciebie przyjeżdża Agnieszka Ellward. - Tak jest, od tego wszystko się zaczęło. My sobie siedzieliśmy jak gdyby nigdy nic, odpoczywając w wiosce i oglądając jakiś film, gdy nagle jedna koleżanka przeczytała tą wiadomość. I od razu mnie zapytała: "Kasia, to ty wyjeżdżasz?". Na początku pomyślałam, że pewnie media podały jakiegoś niesprawdzonego niusa, a potem zaczęła się cała afera, bo dostałam bilet bez żadnego podpisu. Nikt nic nie wiedział lub nie chciał mi mówić. A przypomnę, była godz. 18, zaś już o 4 rano miałam opuścić wioskę. Powiedziałaś, że od początku w Paryżu powinna być nie tylko Agnieszka, która ostatecznie dotarła, ale także Dawid Tomala. Jak myślisz, dlaczego Dawida tutaj nie ma? - Nie mam pojęcia. O to trzeba pytać trenera, który decydował o składzie rezerwowych. Nie wiem, na jakiej zasadzie to się dokonało. Rezerwowym do sztafety został Artur Brzozowski, a Dawid został odsunięty. Przypuszczasz, że może również dlatego, iż w wywiadach za dużo mówi i komuś nadepnął na odcisk? - Widzi pan, też pan tak samo przypuszcza. Nieprzypadkowo właśnie tak pan typuje. Wielu ludzi też o to pyta i tak samo łączy kropki. Jeśli mnie pan pyta, to uważam, że zasadne są takie przypuszczenia, ale ponieważ nie wiem na sto procent, jak było, więc nie chciałabym ferować wyroku. Czy ty dzisiaj jesteś na tak poważnym rozdrożu jeśli chodzi o swoją karierę, że gdybyś w tej chwili miała podjąć decyzję, to chód sportowy poszedłby w odstawkę? - Myślę, że nie. Najbardziej chciałabym być poza tymi sytuacjami. Wiadomo, że na początku pojawiają się nerwy, bo najgorsza jest dezinformacja, która wyprowadza z równowagi, ale czy powinnam tylko dlatego się wycofać? Ja trenuję z innego powodu. Nie wykonuję tego sportu z takiej motywacji, że chcę zbić na nim fortunę. Mam świadomość, że tutaj nigdy dostatecznie nie zarobię, nawet gdybym ponownie zdobyła medal mistrzostw świata. Wszystko bardzo dużo kosztuje i to są moje ciągłe inwestycje. Po prostu mogę powiedzieć, że mam duszę sportowca i dlatego cały czas ciągnie mnie do sportu, do rywalizacji. Mimo tego, że w ostatnim czasie dużo się działo, jeśli chodzi o różne przeszkody i sytuacje, które wybijały mnie z komfortu, chciałabym to robić nadal. Nie wiem, jak to wyjdzie, bo nie wszystko możemy zaplanować, ale ta sytuacja, jeśli chodzi o dalsze plany, w żaden sposób nie zmienia mojego nastawienia. Rozmawiał Artur Gac, Paryż