Fani biegów na średnich dystansach mogą zacierać ręce: w 2024 roku Klaudia Kazimierska i Weronika Lizakowska dołączyły do wąskiego grona Polek, które "złamały" na 1500 metrów barierę czterech minut. Mało tego, Lizakowska w Paryżu ustanowiła fenomenalny rekord Polski, a już kilka dni temu pokazała, że forma znów jest bardzo dobra. Nie można też zapomnieć o Sofii Ennaoui, która dokonała rewolucji w swoim otoczeniu, a i tygodnie spędzone w RPA powinny przynieść wkrótce efekt. Trochę za plecami wschodzących gwiazd znalazła się zaś Aleksandra Płocińska, która przecież była finalistką mistrzostw Europy w Rzymie, a później pobiegła też w igrzyskach w Paryżu. Choć jako jedynej z Polek nie udało się jej tam awansować do półfinału. Możliwe jednak, że jeszcze tej zimy biegaczka z Piaseczna pokusi się o coś więcej. Szybka decyzja Aleksandry Płocińskiej w Walencji, pogoniła za najlepszymi. Opłaciło się, pobiła rekord życiowy Płocińska zrealizowała bowiem pierwszy cel - ma już minimum na Halowe Mistrzostw Europy, które za miesiąc odbędą się w Apeldoorn. Nie wiadomo oczywiście, jak ostatecznie będzie wyglądał skład reprezentacji Polski, niemniej podstawowym zadaniem każdego potencjalnego uczestnika jest wypełnienie minimum. A jeśli to się nie uda, znalezienie się odpowiednio wysoko w rankingu. Najlepszy pojedynek Sułek w historii, ponad rekordem świata. Rewanż już odwołany 25-letnia olimpijka musiała przebiec 1500 m w hali poniżej czasu 4:08.00, podczas gdy jej rekord życiowy z zeszłego sezonu był pod dachem o ponad półtorej sekundy gorszy. Taka szansa pojawiła się w zawodach World Athletics Indoor Tour w Walencji - Polka znalazła się wśród 10 uczestniczek na starcie biegu na 1500 m. Od razu wysokie tempo nadała Hiszpanka Judith Otazua, za nią pomknęły zaś: doświadczona Hiszpanka Esther Guerrero oraz Portugalka Patricia Silva. Płocińska jakby się zastanawiała, czy nie za wcześnie na takie przyspieszenie, ale ostatecznie znalazła się nimi. A po 200 metrów za jej plecami zaczęła tworzyć się spora dziura. To była kluczowa decyzja, Otazua w kocu zeszła z bieżni, stawce przewodziła Guerrero. Polka była trzecia, wyższy bieg włączyła dopiero na ostatnim okrążeniu, na prostej. Minęła Silvę, zbliżyła się do Hiszpanki, ale ta jednak po wyjściu z ostatniego łuku przyspieszyła. I dość pewnie wygrała, a to przecież czwarta zawodniczka ostatnich ME w Rzymie. Guerrero uzyskała czas 4:06.31, Płocińska - 4:06.82. Nowy rekord życiowy, zarazem wypełnienie minimum na HME. Aby myśleć o tym samym w kontekście HMŚ w Nankinie, Polka musiałaby pobiec dużo szybciej. Tu bowiem World Athletics wyznaczyła granicę 4:03.00, ewentualnie 4:22.50 na dystansie jednej mili. Ten ostatni 25-letnia zawodniczka biegła niedawno w zawodach w Val-de-Reuil, też poprawiła rekord życiowy. 4:29.57 to jednak wciąż sporo za mało. Kolejne szanse jednak już wkrótce. Co do setnej sekundy. Maciej Wyderka uratował trzecie miejsce. A Mateusz Borkowski skończył drugi W Walencji wystąpiło jeszcze pięcioro innych reprezentantów Polski. Na uwagę zasługuje rekord życiowy na 3000 m Olimpii Brezy - jako jedenasta Polka w historii przebiegła 15 okrążeń w hali poniżej 9 minut (8:57.91). Wystarczyło to do piątej lokaty. Siódme miejsce, także z życiówką, zajęła Julia Koralewska (9:00.74), a dziesiąte juniorka Zuzanna Wiernicka (9:37.83). Polacy walczyli też o wygraną, ale i minimum na HME, na 800 metrów. Na ostatnim okrążeniu zaatakował Maciej Wyderka, najmocniejszy wydawał się hiszpański mistrz świata z Belgradu (hala) i mistrz Europy z Monachium (stadion) Mariano Garcia. Słabł zaś Mateusz Borkowski. Na finiszu ten ostatni jednak zaimponował, zajął drugie miejsce (1:47.12), a Wyderka wpadła na linię mety równo z Hiszpanem Pablo Sanchezem-Valladaresem. Długo sprawdzano zapis z fotokomórek, obu zmierzono ten sam czas (1:47.18). A wygrał Garcia (1:46.64).