Już sama obecność Klaudii Kazimierskiej w najlepszej dwunastce świata było sprawą dużą. Jakakolwiek pozycja powyżej tego miejsca - również. A złamanie granicy 4 minut - podkreśleniem jej wspaniałego rozwoju, który nastąpił w ostatnich miesiącach. Bo w poprzednim sezonie biegała o blisko osiem sekund wolniej, pewnie o igrzyskach co najwyżej marzyła. W tej finałowej dwunastce była jedną z dwóch, która dotąd nie miała w wyniku na 1500 metrów trójki z przodu. I jednocześnie niemal najmłodsza - jedynie znakomita Etiopka, Diribe Welteji, czwarta w zeszłorocznych MŚ na 800 metrów, urodziła się później od niej. Klaudia Kazimierska w finale 1500 metrów. Nie było rekordu Polski, ale była życiówka. I 10. miejsce Polka pobiegła a tyle, na ile ją było stać. Od razu odpadła od czołówki, ale nie tylko ona - nawet znakomita Laura Muir nie utrzymała tego tempa. Brytyjka próbowała finiszować, ale już za późno. Te dwie sekundy, które traciła niemal przez cały dystans, zdecydowały o tym, że została bez medalu. Cały finał był popisem Faith Kipyegon, rekordzistki świata, która jako jedyna pokonała ten dystans poniżej 3:50.00. I to nie raz. Niedawno znów pobiła swój rekord świat, zresztą w... Paryżu. Teraz też biegła znakomicie, na ostatnich 200 metrach już w tempie nieosiągalnym dla innych. A pewnie o nawiązaniu walki z nią marzyła Australijka Jessica Hull, która biega niemal w tempie Kenijki. Gdy już się mierzą na tartanie, dzieli je sekunda, czasem półtorej. Dziś było podobnie, ale wydawało się, że jeśli ktoś może Hull zagrozić w walce o srebro, to Etiopki: Welteji lub Gudaf Tsegay. Ta ostatnie jednak odpadła od czołówki, skończyła za Polką. A niespodziewanie po brąz sięgnęła Georgia Bell, z nowym rekordem Wielkiej Brytanii. Rekordu świata nie poprawiła, ma jednak za to nowy rekord olimpijski. Lepszy od tego sprzed trzech lat z Tokio, teraz to 3:51.29. Srebro dla Australijki Jessiki Hull (3:52.56), brąz dla Brytyjki Georgi Bell (3:52.61). Sensacją jest to, że bez medalu zostały Etiopki.