Alicja Konieczek we wtorek wieczorem zjawiła się w ścisłej elicie, wśród najlepszych na świecie. Jako nowa rekordzistka Polski, bo en rekord pobiła już na Stade de France. I było raczej jasne, że nie odegra w tym finale większej roli. Dominacja biegaczek z Afryki jest tak olbrzymia, że trudno tu się spodziewać jakiejkolwiek sensacji. I ta czarnoskóre lekkoatletki pognały do przodu, rozerwały stawkę. Polka dość szybko znalazła się na samym końcu, wiedziała, że szarżowanie tu nie ma większego sensu. A różnica się tylko powiększała, przy czym Konieczek nie była sama. Fantastyczny finisz, sprinterski pojedynek decydował o złocie. I padły dwa ważne rekordy Zostało pięć kandydatek do złota, gdy na okrążenie przed metą Kenijkom zaczęły uciekać broniąca złota z Tokio Ugandyjka Peruth Chemutai oraz aktualna mistrzyni świata Winfred Yavi. To Kenijka, ale od lat w barwach Bahrajnu. Odskoczyły, w pogoń ruszyła jeszcze Faith Cherotich. Na ostatniej prostej, a właściwie na ostatnich 30 metrach, więcej sił zachowała Yavi. To ona wzięła złoto, z nowym rekordem olimpijskim (8:52.76). Srebro dla Chemutai, brąz dla Cherotich. Kibice na Stade de France wcale nie ucichli, oni już od dobrych 30 sekund wspierali Francuzkę Alice Finot w jej fenomenalnej szarży. Omijała kolejne rywalki, na końcu znalazła się na czwartej pozycji. O medalu nie mogła już marzy, ale w nagrodę za ten atak została nową rekordzistą Europy - dziś to 8:58.67. O 14 setnych przebiła wynik Rosjanki Gulnary Samitowej-Gałkiny z igrzysk w Pekinie. To był zresztą do dziś rekord olimpijski. Polka zajęła 13. miejsce, z czasem 9:21.31. O niemal pięć wolniej sekund niż dwa dni temu, ale też nie zdołała się odpowiednio zregenerować po tamtym szalonym biegu z niedzieli. No i - jak powiedziała w TVP - nie chciała się "przepalić" na pierwszych okrążeniach. A wtedy właśnie te najlepsze pomknęły do przodu.