W porannych eliminacjach Klaudia Kardasz uzyskała dziewiąty wynik - 17,76 m. Takie samo miejsce zajęła też w wieczornym finale. Tym razem jednak wynik był nieco gorszy - 17,66 m. Kardasz uzyskała go w pierwszej próbie. Zanosiło się zatem na to, że wraz z każdą kolejną może być lepiej. Kuriozalne zmagania kulomiotów. Jednemu z polskich mistrzów dopisało szczęście Ogromne zmęczenie Klaudii Kardasz. "Nie spodziewałam się, że jest aż tak źle ze mną" Polce nie udało się jednak poprawić i ostatecznie do wąskiego finału zabrakło 30 centymetrów. Mimo tego 28-latka była zadowolona, a przy tym potwornie zmęczona. - Zabrakło regeneracji. Miałam spać w ciągu dnia, ale nie udało się. Było zbyt wiele emocji. Cieszę się jednak, że wracam. Znowu byłam w finale. Szkoda, że nie udało się oddać sześciu pchnięć w wieczornym finale, ale mimo tego się cieszę - powiedziała Kardasz, która obudziła się już o godzinie 6.20, a ze stadionu schodziła grubo po 22. Nasza kulomiotka liczy na to, że w tego lata pobije rekord życiowy na stadionie, a ten wynosi 18,48 m. W hali pchała już jednak 18,63 m. Polka jest niemal pewna wyjazdu na igrzyska do Paryża i może tam pokaże się z lepszej strony. Przez lata Kardasz rywalizowała z Pauliną Gubą i dzięki temu obie zawodniczki podnosiły swój poziom. - Przez kilka lat był jednak zastój, ale Zuzanka Maślana trochę mnie postraszyła. Dało to kopa. Lubię być najlepsza, więc walczę. Młodzież straszy, ale to dobrze. Zuza jest mocna - oceniła. Kardasz podkreśliła, że obecnie największym jej problemem jest zgranie szybkim nóg z luzem górnej części ciała. To jednak przyjdzie. Najważniejsze jednak, by dopisywało zdrowie, bo z tym w ostatnich latach było różnie u niej. - Wydaje mi się też, że Polski Związek Lekkiej Atletyki musi coś poprawić w szkoleniu zawodników. Jak się okazuje, w finale jest dwoje najlepszych kulomiotów w Polsce, a mają jedne z gorszych szkoleń. Lepsze mają gorsi zawodnicy i to jest słabe. Trzeba jednak radzić sobie i brać to, co dają - mówiła Kardasz. Z Rzymu - Tomasz Kalemba, Interia Sport