Oczywiście kiedy przyszła do strefy wywiadów nie mogło zabraknąć gratulacji. Dziennikarze podkreślali, że jej wyczyn jest godny medalu. - A mogą mi dać chociaż brązowy? - pytała Adrianna Sułek-Schubert i zaraz dodawała: - Mam nadzieję, że pobiłam rekord świata mamusiek. Serce krwawiło, a Ada ruszyła jak natchniona. Piękny finisz, zabrakło niewiele Adrianna Sułek-Schubert: nie chcę pamiętać tego czasu. Wspomniała o wypadku samochodowym - Z perspektywy czasu na pewno będę zadowolona i wdzięczna za ten wielobój. Znacie mnie, że zawsze celuję w medal i jeśli mi ktoś gratuluje tylko ukończenia wieloboju, to jest to nieszczere. Naprawdę przepracowałam ten okres na 100 procent i nie mam sobie nic do zarzucenia. Ten wynik pokazuje mi, w jakim miejscu jestem na sześć miesięcy i jeden dzień po porodzie - mówiła nasza lekkoatletka. Sułek-Schubert z dorobkiem 6226 pkt. zajęła 12. miejsce w siedmioboju podczas igrzysk olimpijskich w Paryżu. Zwyciężyła Belgijka Nafissatou Thiam przed Brytyjką Katariną Johnson-Thompson i swoją rodaczką Noor Vidts. - Czuję olbrzymią ulgę i nie chcę pamiętać tych ostatnich sześciu miesięcy. Ten wynik mi pokazuje, gdzie jestem sześć miesięcy i jeden dzień po porodzie. Nie chcę pamiętać tych sześciu miesięcy. Bardzo skrupulatnie prowadzę notes treningowy i nie wiem, czy ten notes zatrzymam. Ta praca, jaką tam wykonałam, jest godna podziwu, ale nie chcę pamiętać tego czasu. To było trudne. Wolałabym przez te sześć miesięcy cieszyć się z bycia młodą mamą, która ma wsparcie rodziny, a nie walczyć o każdą tysięczną na treningu i każdy kawałek buraka, kukurydzy i ciecierzycy na talerzu. To był najtrudniejszy okres mojego życia i nie był on przyjemny. Jakbym miała to zrobić jeszcze raz, to bym nie zrobiła, nie wróciłabym pół roku po porodzie. Powrót do sportu po ciąży jest trudniejszy niż po jakiejkolwiek kontuzji. Każdy, kto przeżył to, co ja, tak samo by powiedział. Problemem było nie tylko cesarskie cięcie, ale też rana po wypadku samochodowym w dniu wyjścia ze szpitala z synem, wszelkie dolegliwości bolesne, i waga, która nie chciała wrócić do optymalnej - wyłożyła Sułek-Schubert kawę na ławę. Nasza lekkoatletka stosowała dietę, choć uwielbia węglowodany. Do tego trenowała dwa razy dziennie po kilka godzin, a w przerwach między zajęciami zajmowała się synem. Sułek-Schubert chce iść za ciosem i nie zamierza sobie robić teraz żadnej przerwy. Oczywistym jest, że nie będzie już trenowała w tak szalonym tempie, ale dla niej celem jest sezon halowy i walka o medale. Musi bowiem gdzieś postarać się o stypendium, bo z dochodami na razie krucho. Przyznała, że sprawa treningu za własne środki była podkręcona przez media. Z Paryża - Tomasz Kalemba, Interia Sport