Polak zadebiutował w Grand Slam Track. Stawką są dziesiątki tysięcy dolarów
Jakub Szymański, halowy mistrz Europy w biegu na 60 m przez płotki, zadebiutował w elitarnych zawodach w Grand Slam Track, organizowanych przez Michaela Johnsona. W Filadelfii świetnie zaczął zmagania na 110 m przez płotki, na początku nawet prowadził, później biegł na piątym miejscu. I na samym końcu zabrakło mu sił, skończył ósmy, co ogranicza jego szansę na solidny zarobek w całym dwuboju.

Grand Slam Track to nowość w kalendarzu lekkoatletycznych zmagań - pomysł Michaela Johnsona na cztery dwu- lub trzydniowe mityngi z udziałem największych gwiazd biegów na różnych dystansach Pierwsze zawody odbyły się dwa miesiące temu w Kingston na Jamajce, drugie - miesiąc temu w Miramar obok Miami. A teraz lekkoatleci spotkali się w Filadelfii - wreszcie doczekaliśmy się polskiego debiutu w tej elicie.
Mimo że wcześniej zaproszenia były wysyłane m.in. do Ewy Swobody czy Natalii Bukowieckiej, na występ w USA zdecydował się Jakub Szymański. Nasz utalentowany płotkarz, osiągający wybitne już rezultaty w hali, rywalizuje w bloku "krótkich płotków", na który składają się: bieg na 110 m przez płotki oraz bieg na 100 m. W każdym z nich zwycięzca może zgarnąć 12 punktów, drugi zawodnik 8, trzeci 6, a ósmy - 1 punkt.
Ten, który będzie miał najwięcej łącznie w obu startach, dostanie nagrodę w wysokości 100 tys. dolarów. Nawet ósmy biegacz solidnie zarobi - 10 tys. dolarów.
Grand Slam Track w Filadelfii. Debiut Polaka w nowym cyklu mityngów organizaowanych przez Michaela Johnsona
Zimą Szymański biegał rewelacyjnie w hali, zdobył złoto w halowych mistrzostwach Europy, uzyskał drugi czas w historii kontynentu, choć zawalił start w Nankinie w HMŚ - popełnił koszmarny błąd na końcówce zmagań w półfinale, co kosztowało go awans do finału.
Tydzień temu w Chorzowie zaczął sezon letni - w Memoriale Kusocińskiego był drugi, ale z dość kiepskim czasem 13.63 s. Było jednak zimno, to nie sprzyja płotkarzom.
Psychicznie jestem kilka poziomów wyżej niż w ubiegłym roku. Szybkie bieganie w poprzednim sezonie udowodniłem w dwóch biegach. Teraz chciałem biegać szybko już od początku, ale niestety. Zobaczymy, co będzie po Grand Slamie, bo tam pogoda będzie pewna
W USA miało być więc już znacznie szybciej, może w okolicach 13,30-13.40 s. Pogoda dopisała, stawka była znakomita, z najszybszym w tym roku Cordellem Tinchem (12.87 s w DL w Szanghaju) czy Treyem Cunninghamem (13.00 s w GST w Miramar), który znalazł się na torze obok Polaka.

I trzeba przyznać, że Szymański znakomicie ruszył z bloków, na drugim płotku pomiar czasu wskazał, że zajmował drugie miejsce, miał już 0.1 s przewagi nad Cunninghamem. Później Polak spadł, rywale biegli szybciej, ale jeszcze na przedostatnim płotku zajmował piąte miejsce. I wtedy zabrakło mu sił, zwłaszcza na zejściu z ostatniej przeszkody. Stracił trzy pozycje, skończył ósmy z dość kiepskim czasem 13.67 s. Zatem gorszym niż w zimnym Chorzowie.
Wygrał niespodziewanie Jamal Britt (13.08 s), który prowadził przez niemal cały dystans. O dwie setne wyprzedził Tincha, o dziesięć - Cunninghama.
Ten bieg był połową zmagań w bloku "płotków krótkich". W niedzielę wieczorem polskiego czasu panowie pobiegną jeszcze na płaskim dystansie 100 metrów. I wtedy okaże się, kto dostanie czek na 100 tys. dolarów.
