Norbert Kobielski z niemałymi kłopotami dotarł na eliminacje skoku wzwyż w lekkoatletycznych mistrzostwach Europy w Rzymie. Przez rywalizację w półmaratonie zarówno jego, jak i Mateusza Kołodziejskiego kierowca wysadził około dwóch kilometrów od stadionu, bo policja nie przepuszczała żadnych samochodów. Na piechotę i dość szybkim tempem, by nie spóźnić się na start, dotarli oni na obiekt. Kobielski na szczęście awansował, ale Kołodziejski przepadł. Zaliczył jedynie 2,17 m. Iga Baumgart-Witan zniknęła z list startowych w ME. Nie pobiegnie w półfinale - Cieszę się, że zrobiłem to bez zrzutek. W tym sezonie ogólnie mało zrzucam i to jest powód do zadowolenia. W końcu wyzbyłem się błędów i robię swoje - mówił finalista ostatnich mistrzostw świata na stadionie i w hali. W ubiegłym roku Kobielski skoczył aż 2,33 m. W tym jego rekord sezonu wynosi 2,26 m. W eliminacjach w Rzymie 2,21 m pokonał z dużym zapasem, a to zwiastuje wysokie skakanie. Oby już w finale. Wygrał wszystkie, w których startował. - Na finał plan jest jasny. Chcę walczyć o medal, a tak naprawdę o zwycięstwo. Może ludzie mnie zhejtują, ale każdy sportowiec chce wygrywać i dąży do tego. Poza tym chciałbym poprawić najlepszy wynik w sezonie - zakończył. Finał męskiego skoku wzwyż odbędzie się we wtorek (11 czerwca, godz. 20.35). Z Rzymu - Tomasz Kalemba, Interia Sport