Dokładnie 29 maja w całym kraju obchodzony jest Dzień Weterana Działań poza Granicami Państwa. Święto to zostało ustanowione w 2011 r. Weteranem działań poza granicami państwa może być osoba, która brała udział w działaniach poza granicami państwa w ramach: misji pokojowej lub stabilizacyjnej, kontyngentu policyjnego, kontyngentu Straży Granicznej, zadań ochronnych Służby Ochrony Państwa lub grupy ratowniczej Państwowej Straży Pożarnej. Od 2002 r. na całym świecie 29 maja obchodzony jest jako Dzień Uczestników Misji Pokojowych ONZ. Ustanowiło go Zgromadzenia Ogólnego, aby złożyć hołd "wszystkim mężczyznom i kobietom, którzy uczestniczyli, uczestniczą i będą uczestniczyć w operacjach pokojowych ONZ, oraz aby uczcić pamięć tych, którzy w sprawie pokoju oddali życie". Tomek Tomasz Jędrusik miał podbić świat. W 1988 roku został mistrzem świata juniorów, a potem - w wieku 19 lat - pobił rekord Polski w biegu na 400 m (45,27 sek.). Rok wcześniej został wicemistrzem Europy w tej kategorii wiekowej. Miał być nadzieją naszej Królowej Sportu na lata. Jego karierę przerwała jednak wpadka dopingowa (podwyższony poziom testosteronu). Sam zainteresowany twierdził, że decyzja ta była dosyć wątpliwa, a on sam padł ofiarą wewnętrznych porachunków w Polskim Związku Lekkiej Atletyki. Ta historia nie załamała jednak Jędrusika, który pierwsze kroki w sporcie stawiał w Świnoujściu w gimnastyce. Po zakończeniu kary wrócił z przytupem, zostając wicemistrzem Polski, by w kolejnym roku (1995) zostać najlepszym 400-metrowcem w kraju. To dało mu znowu przepustkę do kadry. Jędrusik był członkiem sztafety 4x400 metrów, która na mistrzostwach świata w Goeteborgu (1995) wywalczyła piąte miejsce. Rok później Jędrusik pojechał na swoje drugie igrzyska olimpijskie. Wcześniej wystąpił w Seulu w 1988 roku. W Atlancie (1996) wraz z: Piotrem Rysiukiewiczem, Piotrem Haczkiem i Robertem Maćkowiakiem zajął szóste miejsce. To był wówczas duży sukces, który był możliwy dzięki znakomitej postawie Jędrusika. Tyle że nie był on akceptowany przez grupę i tak szybko zakończyła się jego reprezentacyjna przygoda, której dopomogła poważna kontuzja ścięgna Achillesa. W 1999 roku Jędrusik zakończył sportową karierę i rozpoczął przygodę z wojskiem. Był żołnierzem I Batalionu Logistycznego IV Pułku Dowodzenia. Kiedy inni lekkoatleci szykowali się do igrzysk w Sydney (2000), Jędrusik brał już udział w swojej pierwszej misji pokojowej w Libanie. Został tym samym pierwszym polskim olimpijczykiem, który brał udział w takiej operacji. W Libanie miał odpowiedzialne zadanie. Patrolował trasę przejazdu konwojów, ostrzegając przed nalotami izraelskich samolotów. To był jednak tylko przedsmak tego, co go czekało. W kolejnych latach brał bowiem udział w o wiele trudniejszych misjach, które zostawiły w nim ślad do dzisiaj. Jędrusik dwukrotnie wyjeżdżał na misję stabilizacyjną do Iraku. - Człowiek, kiedy wyjeżdżał na misję do Iraku, żegnał się z życiem. To była trudna misja. Nie wiadomo było, czy się z niej w ogóle wróci. Widziałem tam wiele drastycznych scen - wspominał przed laty w rozmowie ze mną. Jędrusik w Iraku trafił do Babilonu, gdzie znajdowała się największa baza wojsk sprzymierzonych. Zlokalizowana ona była tuż obok jednego z wielu pałaców ówczesnego dyktatora Saddama Husajna. Jędrusik zajmował się tam uzdatnianiem wody, która zaopatrywała bazę w wodę techniczną i spożywczą. W Babilonie przeżył też chwile grozy, kiedy rebelianci ostrzelali bazę z pocisków moździerzowych. Do dzisiaj pozostał w nim jednak ślad z tamtych wydarzeń. Obecnie 54-letni Jędrusik, który jest pierwszym polskim weteranem wojennym-olimpijczykiem, prowadzi własną firmę, która oferuje transport do: Niemiec, Belgii i Holandii. Mariusz W ślady Jędrusika ruszył kolejny z naszych olimpijczyków - Mariusz Jędra. To znakomity polski sztangista. W 1997 roku został on wicemistrzem świata w kategorii do 108 kg, a dwa lata później był wicemistrzem Europy w kategorii do 105 kg. W igrzyskach w Sydney chciał spełnić swoje marzenie i wywalczyć medal olimpijski. Na przeszkodzie stanęły jednak kłopoty ze zdrowiem. - Byłem medalistą mistrzostw świata i Europy, ale przed wyjazdem na igrzyska w Sydney miałem problemy z kolanem. Na treningach dźwigałem spore ciężary. Wyrywałem 195 kg i podrzucałem 230 kg. Gdybym to powtórzył w igrzyskach, to na pewno byłbym wyżej. Niestety w czasie dźwigania zerwałem więzadła w kolanie - opowiadał Jędra w rozmowie z Interia Sport. Ostatecznie w igrzyskach zajął dziewiąte miejsce, a gdyby zakręcił się wokół wyników, o jakich mówił, miałby medal. - Każdy sportowiec, który trenuje na wysokim poziomie, to myśli o olimpijskim medalu. Dla mnie to też był cel. Żałuję, że nie udało się go osiągnąć - przyznał. Mimo poważnej kontuzji wrócił jeszcze do sportu, ale trafił na fatalny czas. - Rozwiązywali Wojskowe Ośrodki Szkolenia Sportowego. Podziękowali nam. Wszyscy dostaliśmy wypowiedzenia. Nie dostałem żadnej pomocy z klubu WKS Śląsk Wrocław. Zostaliśmy zostawieni na pastwę losu. Sami musieliśmy szukać sobie etatów - wspominał Jędra. Udało mu się jednak zahaczyć w wojsku. I jest z tego powodu bardzo dumny, że mógł służyć przez wiele lat w polskiej armii. Teraz jest już na emeryturze. - Kiedy zostałem żołnierzem, to podziwiałem Tomka Jędrusika. Miałem do niego pełen szacunek, bo imponował mi odwagą - zdradził 49-letni dziś Jędra. Nasz sztangista w czasie swojej służby w Wojsku Polskim brał udział w misji pokojowej w Libanie. Przebywał tam przez pół roku. - Akurat w tym czasie było tam spokojnie. Przed moim przyjazdem było jednak trochę zamieszania. Latały pociski. Zresztą Izrael szybko reaguje i od razu odpowiada ogniem. Tuż przed wyjazdem czytałem gazetę i dowiedziałem się, że na misji w Libanie zginęło ośmiu hiszpańskich żołnierzy. Byłem trochę wystraszony, ale decyzja była już podjęta i głupio było się wycofać. Nie było odwrotu - opowiadał Jędra, który w Libanie był dowódcą drużyny ochrony. - Taki wyjazd jest szkołą życia. Każdy jednak, kto jest w wojsku, chce się sprawdzić w innych warunkach. Tak, jak w sporcie. Szkolimy się po to, by sprawdzać się w zawodach. I takie misje są właśnie trochę takimi zawodami dla żołnierza. Wiadomo, że żyjemy w czasach pokoju, ale szkolimy się na wojnę. Oby tylko jej nie było, choć wiemy doskonale, co się dzieje teraz na świecie. Sprawdzać się jednak trzeba i chyba większość żołnierzy przyzna mi rację, że wyjazd na misję pokazuje charakter, sposób wyszkolenia i dyscyplinę. Oczywiście, że z tyłu głowy kołatała myśl o niebezpieczeństwie, bo przecież w Libanie działa Hezbollah, który jest odłamem Al-Kaidy. Starałem się jednak nie dopuszczać do siebie żadnych złych myśli - dodał. Jędra, który służył w 2. Batalionie Dowodzenia Wrocław, 10. Pułku Dowodzenia Wrocław i 2. Wojskowym Szpitalu Polowym we Wrocławiu, chciał brać udział w kolejnych misjach. - Chciałem jechać do Afganistanu, ale niestety nie dostałem zgody dowódcy. Byłem potrzebny w jednostce. Tak jest, że dowódcy nie chcą za bardzo puszczać żołnierzy - mówił starszy chorąży sztabowy. Jędra do niedawna był prezesem Polskiego Związku Podnoszenia Ciężarów. Obecnie wciąż ma ciężary w sercu, ale przymierza się do nowej roli. Zamierza kandydować na burmistrza Sobótki, w której mieszka. Rodzinne tradycje kontynuuje jego syn Norbert. Nie sportowe, a wojskowe. Jest on podporucznikiem Wojska Polskiego i jest dowódcą plutonu w Akademii Wojsk Lądowych. Joanna Kariera Joanny Wiśniewskiej była jedną z najdłuższych w polskiej lekkoatletyce. Po największy sukces - brązowy medal mistrzostw Europy - sięgnęła w wieku... 38 lat. W 2010 roku była wówczas trzecia w rzucie dyskiem w Barcelonie. To zawodniczka, która było na pewno stać na odnoszenie większych sukcesów. Była finalistką największych imprez - igrzysk olimpijskich, mistrzostw świata i Europy. - Był potencjał na duże sukcesy. Nie mogę przeżałować zwłaszcza igrzysk w Pekinie. Tam była niepowtarzalna okazja, by zdobyć medal. Poziom był wyjątkowo niski. Wystarczyło rzucić nieco ponad 62 m i to dawało brązowy medal. Do złota starczały 64 m. To się nie zdarza - przyznała Wiśniewska w rozmowie z Interia Sport. W pekińskich igrzyskach nie przebrnęła ona jednak eliminacji, co było dużym zaskoczeniem, bo rok wcześniej była szósta w mistrzostwach świata w Osace. "Wiśnia" jeszcze w czasie kariery starała się dostać do wojska, ale nie było to łatwe. Do armii trafiła dopiero po ukończeniu... 40 lat. - Musiałam przejść czteromiesięczne przygotowania. Tak zwaną służbę przygotowawczą dla kandydatów do Narodowych Sił Rezerwowych. Straciłam tam strasznie dużo zdrowia. Umęczył mnie ten czas. Pobudka była już o godz. 5.00, a potem przez cały dzień skakałam jak małpka. W sporcie też miałem reżim, ale miałem wtedy czas na odpoczynek. W wojsku byłam na chodzie non stop - opowiadała Wiśniewska, która obecnie służy w 2. Wojskowym Szpitalu Polowym we Wrocławiu w stopniu starszego szeregowego. Jestem na etacie ratownika z kwalifikowaną pierwszą pomocą. Dziś nasza była lekkoatletka też jest weteranem wojennym. Wszystko dlatego, że na przełomie 2021 i 2022 roku wzięła udział w misji pokojowej w Libanie. - Na szczęście było spokojnie. Liban to jednak biedny i smutny kraj. Kiedyś było tam rzeczywiście groźnie, ale teraz jest o wiele spokojniej. Tyle że gospodarczo jest beznadziejnie i trzeba tym ludziom bardzo pomagać. To kraj, który chyli się ku upadkowi - powiedziała. - Nie miałam żadnych negatywnych myśli. Po prostu jechałam z myślą, że wszystko będzie w porządku. Niespokojne myśli były jednak już na miejscu. Dla mnie wyjazd na misję to wielki prestiż. Mogłam zebrać wielkie doświadczenie - dodała. Dla żołnierzy - poza prestiżem i niezwykłym doświadczeniem - ważny jest jeszcze jeden aspekt. Finansowy. Wyjazdy na misję są bowiem dobrze płatne i stąd jest na nie wielu chętnych. - Chodzi mi po głowie wyjazd na kolejną misję. Tez do Libanu. Na takie wyjazdy jest jednak wielu chętnych - przyznała 51-letnia dziś Wiśniewska. Ona w Libanie spędziła pół roku, ale tak samo długo musiała się przygotowywać do takiego wyjazdu. Jak sama przyznała, na misjach jest też wiele kobiet. Stanowią one nawet ponad 10 procent. *** By zostać weteranem wojennym, żołnierz sam musi złożyć wniosek. Trzeba też służyć na misji nieprzerwanie przez co najmniej 60 dni. Weterani utrzymują legitymacją, która daje im szereg uprawnień. Był nadzieją polskiego sportu. Teraz "buduje Paryż na igrzyska"