Chód sportowy był kiedyś polską specjalnością, czasy Roberta Korzeniowskiego kibice wspominają z nostalgią. Obaj reprezentanci Poski, Maher Ben Hlima i Artur Brzozowski, zapewne marzyli, by choć w części nawiązać do tych jego sukcesów, by na kilka kilometrów przed metą mieć szansę powalczenia o podium. Życie zweryfikowało ich plany, i to brutalnie. Już w połowie dystansu stało się jasne, że w rywalizacji panów nasi nie odegrają głównych ról. Choć całe zmagania chodziarzy zaczęły się w iście "piorunującym" stylu. Pierwszy atak tuż po starcie, zareagowali sędziowie. A Polacy równo. I daleko To pierwsza lekkoatletyczne konkurencja na tych igrzyskach, ale cała lekkoatletyczna maszyna na stadionie ruszy dopiero w piątek. Chód odbywa się na ulicach Paryża, start nastąpił na placu Trocadero, stąd jest piękny widok na Wieżę Eiffla. I nad tym kultowym obiektem całego Paryża nad ranem pokazywały się efektowne pioruny, rozpoczynanie zmagań w takich warunkach było niebezpieczne. Opóźniono więc start o pół godziny, ale w końcu ruszyli. Rywalizacja zaczęła się zaskakująco, bo Brazylijczyk Caio Bonfim ruszył do przodu, uzyskał kilka sekund przewagi, ale jego szarżę dość szybko uspokoili... sędziowie. Zobaczył pierwsze ostrzeżenie, grzecznie wrócił do peletonu. Polacy starali się trzymać czołówki, ale na staraniach się skończyło. Blisko był Artur Brzozowski, szedł 5 sekund za najlepszymi, ale jego też raz już "dopadli" sędziowie. Zaskakiwała dyspozycja Mahera Ben Hlimy, był w świetnej formie w tym roku, po cichu liczyliśmy na jego walkę o medal. Dość szybko jednak spadł do czwartej dziesiątki. Po 8 km tracił już kilkanaście sekund, później spróbował zwiększyć tempo do 4 minut i sekundy na kilometr - ale na krótko. Wtedy też, w połowie dystansu, wyprzedził na chwilę Brzozowskiego, ale obaj byli już daleko za najlepszymi. Liczna czołówka zaczęła się wykruszać. Fenomenalny atak Ekwadorczyka, nikt nie poszedł za nim Czołówka liczyła 25 zawodników, Polacy byli w czwartej dziesiątce. Rywale naszych też opadali z sił, zaczęli popełniać błędy. Meksykanin Jose Luis Doctor jako pierwszy dostał trzy ostrzeżenia, czekała go przerwa i koniec marzeń o sukcesie. Losy chodu zaczęły się rozstrzygać na ostatnich czterech kilometrach. Zaatakował Bonfim, ten sam, który tak wyrwał na pierwszych metrach. Blisko trzymał się Ekwadorczyk Brian Daniel Pintado, obok znajdowali się też Hiszpan Alvaro Martin i Włoch Massimo Stano. Przy czym ten ostatnie na 18. kilometrze źle postawił stopę, podkręcił staw skokowy. Szedł dalej, ale cierpiał. A kompletnie nie liczył się już największy faworyt, Szwed Perseus Karlstrom. Na ostatnim kilometrze zaatakował Ekwadorczyk, poszedł po złoto, był zdecydowanie najlepszy. Krzyczał ze szczęścia, trudno się dziwić. A ten Bonfim, Brazylijczyk "spacyfikowany" na samym początku przez arbitrów wywalczył srebro, coś niesamowitego. Mimo, że miał dwa ostrzeżenia. Brąz dla Martina, minimalnie pokonał na finiszu cierpiącego Włocha Stano. Polacy? Komentujący w studiu TVP Dawid Tomala, mistrz olimpijski z Tokio na 50 km, mówił, że Ben Hlima, choć może cierpieć w końcówce, to będzie walczył. A Brzozowski "jest jak stary dobry diesel, dopiero się rozpędza". Tego rozpędzenia jednak nie było, Brzozowski skończył na 27. miejscu, stracił 3 minuty i 16 sekund. Ben Hlima był wolniejszy o 23 sekundy, choć awansował na 29. miejsce. Katarzyna Zdziebło daleko, już początek był zły. Chiński atak po złoto Po panach do boju ruszyły panie, z naszą Katarzyną Zdziebło. Złoto wywalczyła Chinka Jiayu Yang, która zaatakowała już w początkowej fazie wyścigu. o mistrzyni świata, ale sprzed siedmiu lat. Faworytką była przecież Hiszpanka Maria Perez, traciła do Chinki na 13. kilometrze już ponad 40 sekund. Później tę różnicę zmniejszała, ale na mecie obie dzieliło 25 sekund. Brąz dla Australijki Jeminy Montag. Zdziebło skończyła na 30. miejscu.