Maksymilian Szwed trzy dni temu obchodził 19. urodziny - dziś mógł sprawić sobie idealny prezent. Ten sezon jest dla niego pełen różnorakich wrażeń - z jednej strony ważnych indywidualnych osiągnięć, z drugiej - zaprzepaszczonej szansy w reprezentacyjnej sztafecie 4x400 m. Polacy do samego końca walczyli o prawo startu w mistrzostwach świata w Budapeszcie, jeszcze podczas mistrzostw Polski w Gorzowie walczyli z reprezentacjami Słowenii i RPA by zmieścić się w czołowej 16 globu. Nie udało się, zabrakło kilkudziesięciu setnych. A z drugiej strony 19-latek z AZS Łódź w czerwcu podczas Memoriału Janusza Kusocińskiego po raz pierwszy w karierze zszedł poniżej 46 sekund (45.86 s), a trzy tygodnie temu w juniorskich mistrzostwach kraju w Lublinie jeszcze ten czas poprawił - do 45.70 s. Tak szybko nie biegał żaden z uczestników finałowych zmagań w Jerozolimie, jedynie Brytyjczykowi Charliemu Carvellowi udało się "złamać" 46 sekund (45.92 s). Szwed biegł znakomicie, wyprzedził Hiszpana, Brytyjczyka. I wtedy go... ścięło Polak biegł w finale na piątym torze, Carvell - na siódmym. Szwed widział więc swojego najgroźniejszego konkurenta, starał się go gonić. Sam początek był nerwowy, naruszona została procedura startowa - zawodnicy musieli więc ustawić się w blokach raz jeszcze. Polak źle zareagował na sygnał, miał czas reakcji 0.197 s, wydawało się, że stracił trochę do rywali. Na wyjściu z łuku zaczął jednak przyspieszać, prostą pokonał niczym ekspres. Wyprzedził Hiszpana Davida Garcię, wyprzedził nawet Brytyjczyka Carvella! I gdy wydawało się, że wszystko zmierza we właściwym kierunku, stała się rzecz niezwykła. Brąz dla Polaka. Musiał walczyć do ostatniego metra. Konsekwencja odważnej taktyki Już na wyjściu na ostatnią prostą widać było, że Polak nie ma wcale tak dużej przewagi - znakomicie biegł na trzecim torze Duńczyk Jónas Gunnleivsson Isaksen. To on zrównał się ze Szwedem na 60 metrów przed metą, a później go wyprzedził. Maksowi jakby związało nogi - zapłacił wysoką cenę za tempo, które podyktował na prostej pod wiatr. Wyprzedził do Carvell, zbliżył się Litwin Lukas Sutkus i też wydawało się, że pozbawi Polaka nawet brązu. 19-latek z Polski zdołał się jednak obronić, uzyskał czas 46.31 s, o pięć setnych pokonał rywala. Złoto wywalczył Duńczyk Isaksen - z nowym rekordem życiowym i rekordem kraju juniorów - 45.86 s. Drugi był z kolei Anglik Carvell (46.08 s). To drugi medal Polaków w środę, po srebrnym Zuzanny Wiernickiej na 3000 m, a czwarty w ogóle wywalczony w Jerozolimie.