Andrzej Klemba: 15 lipca obchodził pan 70. urodziny. Dostał pan podobno całkiem miły prezent? Krzysztof Węglarski: Rzeczywiście odebrałem wtedy sprzęt olimpijski. W takim dość dostojnym wieku zadebiutuje pan na igrzyskach. Lepiej późno niż wcale? - Dokładnie tak. Nie wiem, czy są jakieś dodatkowe emocje, ale na pewno stres. Zresztą on zawsze towarzyszy na zawodach, czy to są mistrzostwa Polski, mistrzostwa Europy czy teraz będą igrzyska olimpijskie. Na pewno podobne emocje przeżywałem za każdym razem, gdy byłem na uniwersjadzie. Myślę, że w Paryżu będzie tak samo, bo te imprezy są dość do siebie podobne. Wiadomo, na jednej są tylko studenci, a na drugiej zawodowi sportowcy. Cykl przygotowań i startów przed tak dużymi zawodami mam więc opracowany i myślę, że z chłopcami popracujemy podobnie. To jednak igrzyska olimpijskie, najwyższa półka zawodów. - Oczywiście, każdy trener i zawodnik dąży do tego, by zdobyć status olimpijczyka. Pojechać, wziąć udział lub poprowadzić wychowanka. Czuję satysfakcję, że mnie to spotkało. Prowadzony przez pana w AZS Łódź Kajetan Duszyński drugi raz wystartuje w igrzyskach. Jednak od złotego medalu w Tokio i sezonu 2021 nie biega już tak szybko. Dlaczego? - Wiele czynników się na to złożyło, ale przede wszystkim to, że jest podatny na drobne urazy, które wiele zakłócają. Jest bardzo wysokim zawodnikiem, a, niestety, przy maksymalnej dyspozycji startowej, coś mu często dokucza. W tej chwili robimy wszystko, by do Paryża pojechał w stu procentach przygotowany i bez żadnych komplikacji. Duszyński mówi, że wyższą formą niż w sezonie olimpijskim miał w ubiegłym roku, ale znów nie zdążył tego pokazać. - Rzeczywiście, osiągał świetne wyniki. Podczas sprawdzianu w Zakopanem bił rekordy. Biegł na przykład na 500 metrów i nie słyszałem, by ktoś taki czas jak on uzyskał, choć to oczywiście nie jest dystans startowy. Co jednak z tego, skoro, kiedy miała nadejść realizacja podczas zawodów, to naciągnął mięsień dwugłowy. Znów była pauza, a potem trudno jest wrócić i wybiegać świetny czas. Nie udało się Duszyńskiemu wywalczyć kwalifikacji indywidualnej na 400 metrów. To też efekt tych drobnych problemów? - Liczyliśmy, że się to uda. Najpierw jednak był start w sztafetach na Bahamach. Tam udało się wywalczyć kwalifikacje drużynowe. Potem Kajetan miał zaplanowane trzy starty właśnie po to, by uzbierać odpowiednią liczbę punktów do światowego rankingu i w ten sposób wywalczyć prawo występu w Paryżu. Po powrocie z Bahamów wpadł jednak w dołek i nie udało się z niego wyjść. Teraz podczas zgrupowania w Spale pokazał, że forma wraca. Bardzo szybko i ładnie biega. Drugim pana wychowankiem jest Maksymilian Szwed, który w mistrzostwach Polski błysnął świetną formą. Nie tylko wygrał, ale i pobił 20-letni rekord Polski do lat 23 Marka Plawgi. - Maks zrobił nie wielki, ale oszałamiający postęp. Poprawił się o prawie pól sekundy. Już w ubiegłym roku w mistrzostwach Polski juniorów pokazał się ze świetnej strony. Wtedy pobiegł 45,70 sekundy. To dawało dużo do myślenia, bo to był wtedy drugi wynik w Europie w tej kategorii wiekowej. A w mistrzostwach Europy juniorów trochę przeszarżował, ale i tak obronił brązowy medal. W tym roku zdrowie mu dopisywało, a jednym, co mu zakłócało bieganie, były przygotowania do matury. Dla niego to bardzo ważna sprawa, bo chce kształcić się dalej, a wyniki egzaminów był ważne o tyle, że chce studiować na Politechnice Łódzkiej. Jest ambitny nie tylko na bieżni, ale także w życiu i potrafi łączyć sport z nauką. W Paryżu będzie pan prowadził tylko sztafetę męską 4x400 metrów? - Jeszcze nie ma ostatecznej decyzji. Być może obok sztafety męskiej zajmę się także mieszaną. Trenerem głównym konkurencji w biegach rozstawnych na 400 metrów jest Marek Rożej, ale on też prowadzi wybitną zawodniczkę Natalię Kaczmarek, czyli naszą ogromną nadzieję medalową i siłą rzeczy najmocniej skupi się na niej. To oczywiste i zrozumiałe. Na co stać te sztafety? Maks Szwed mówi, że czas uzyskany Bahamach są w stanie poprawić o kilka dobrych sekund i pokusić się o medal. - Światełkiem w tunelu był bieg podczas mistrzostw Europy w Rzymie. Co prawda później sztafeta została zdyskwalifikowana za nadepnięcie na linię, ale walka i uzyskany wtedy czas pokazały, że mają wielkie możliwości. Byli blisko złamania trzech minut i to dawało gwarancję, że po dobrych przygotowaniach do igrzysk, mogą w Paryżu spokojnie zejść poniżej tej bariery. To daje realne szanse zakwalifikowania się do finału, a w nim medal jest możliwy. Jeśli w sztafecie mieszanej nie pobiegnie Natalia Kaczmarek, a wszystko na to wskazuje, to większe szanse na finał i podium widzę w męskiej drużynie. Maks Szwed przyznaje, że bez Kaczmarek dla sztafety mieszanej sukcesem będzie wejście do finału. - Zgadzam się z nim, ale z drugiej strony przypominam, że trzy lata temu też nikt nie stawiał na to, że to Polska zdobędzie złoto w tej konkurencji. Także życie wszystko niedługo zweryfikuje. Wierzę w to, że mam ambitnych zawodników i sztafety pobiegną w finałach. Nawet bez Natalii Kaczmarek. Rozmawiał Andrzej Klemba