- Nie mam słów, by określić to, co się stało w Belgradzie. To jest efekt dobrej roboty po prostu - powiedział Interii w poniedziałek prezes Henryk Olszewski, tuż przed powrotem do kraju. Wcześniej reprezentacja Polski tylko raz zdobyła 12 medali na halowych mistrzostwach Europy i to w zamierzchłych czasach - w 1973 roku, a na dodatek wówczas wywalczyliśmy zaledwie dwa złote "krążki". - Tak to jest w sporcie, nałożyły się wyniki starych mistrzów, a doszlusowała do nich też młodzież osiągając świetne rezultaty i taki jest efekt. Oby ten efekt był ciągły, ale sport jest żywym organizmem. Dziś mamy plus, boję się, żeby nie było minusu, to normalne tak jak w życiu - stwierdził Olszewski. Na zwycięstwo w klasyfikacji medalowej HME złożyły się tytuły: Marcina Lewandowskiego na 1500 m, Konrada Bukowieckiego w pchnięciu kulą, Piotra Liska w skoku o tyczce, Adama Kszczota na 800 m, Sylwestra Bednarka w skoku wzwyż oraz sztafet 4x400 m kobiet (Patrycja Wyciszkiewicz, Małgorzata Hołub, Iga Baumgart i Justyna Święty) i mężczyzn (Kacper Kozłowski, Łukasz Krawczuk, Przemysław Waściński i Rafał Omelko), drugie miejsce Omelki na 400 m oraz brązowe medale: Ewy Swobody na 60 m, Świętej na 400 m, Sofii Ennaoui na 1500 m i Pawła Wojciechowskiego w skoku o tyczce. Podobnie jednak było przecież rok temu, bo na mistrzostwach Europy w Amsterdamie również wygraliśmy kwalifikację medalową, ale igrzyska olimpijskie w Rio de Janeiro trochę zweryfikowały naszą sytuację, bo w Brazylii "Biało-czerwoni" wywalczyli tylko trzy "krążki". - Może nie zweryfikowały. To co powiedziałem wcześniej, sport jest żywy, dynamiczny. W Rio była co najmniej dwójka ludzi, którzy pretendowali do medali, a nie udało im się dobrze wystartować. Po igrzyskach znowu byli "w gazie". Takie są też przypadki - mówił prezes Olszewski. Imprezą roku 2017 są mistrzostwa świata w Londynie, które odbędą w dniach 5-13 sierpnia. Zobaczymy, ile medali "Biało-czerwoni" przywiozą ze stolicy Anglii. Polacy dominowali na bieżni w Belgradzie, ale można powiedzieć, że uratowali też całą imprezę. Jak zauważył red. Maciej Petruczenko w "Przeglądzie Sportowym" dokonał tego Grzegorz Lipiński, szef firmy Domtel. Gospodarze HME pozwolili na położenie tak tandetnej bieżni, że jej drgania powodowały złą reakcję aparatury kontrolnej, do tego stopni, że falstarty były sygnalizowane nawet na pustych torach! Z tego powodu, sporo nerwów w finale 60 m straciła Swoboda. Ostatecznie zakończyło się szczęśliwie, bo brązowym medalem 19-letniej sprinterki. Lipiński swoimi posunięciami pomógł Europejskiemu Stowarzyszeniu Lekkoatletycznemu, które na te mistrzostwa zaangażowało polecaną przez IAAF francuską obsługę kładącą nawierzchnię i dokonującą pomiarów. Gdy francuskie rozwiązania okazały się tandetne, na ratunek przyszły te polskie. Paweł Pieprzyca