W ostatniej dekadzie sierpnia 1999 roku Estadio La Cartuja stanowił arenę mistrzostw świata w lekkoatletyce. Hiszpania imprezę tej rangi organizowała po raz pierwszy w historii. Polscy kibice musieli się zadowolić wówczas jedną medalową pozycją biało-czerwonych. Na drugim stopniu podium stanęła męska sztafeta 4x400m w składzie: Tomasz Czubak, Robert Maćkowiak, Jacek Bocian, Piotr Haczek i Piotr Długosielski. Złote krążki przyznano im dopiero po latach, gdy po dopingowej wpadce zdyskwalifikowano ekipę USA. Koncert Lewandowskiego, na ustach całego świata. W pojedynkę upokorzył Real Madryt Pogrom w Sewilli, czyli... złe miłego początki. Na polskich bohaterów i tak czekało złoto Równie ciekawa historia wiąże się jednak z tymi, którzy w Sewilli zawiedli. Robert Korzeniowski został zdyskwalifikowany w chodzie na 50 km, Szymon Ziółkowski przepadł w eliminacjach rzutu młotem, a Kamila Skolimowska - w tej samej konkurencji - zajęła ostatnie miejsce wśród kobiet (młociarki debiutowały wtedy w globalnym czempionacie). Co łączy te trzy przegrane w stolicy Andaluzji persony? Otóż rok później w komplecie sięgnęły po olimpijskie złoto. Okazały się bohaterami niezapomnianych igrzysk w Sydney. Na australijskiej ziemi polska ekipa wywalczyła 14 medali, w tym sześć złotych. Cztery z nich padły łupem lekkoatletów. Skolimowska (w wieku 17 lat) i Ziółkowski trafili z życiową formą w idealny moment. Podobnie jak Korzeniowski, który w chodzie nie miał sobie równych na dystansie 20 km i 50 km. Ten ostatni do dzisiaj pozostaje naszym najbardziej utytułowanym olimpijczykiem - z czterema tytułami mistrza olimpijskiego na koncie. Tymczasem w sobotni wieczór na La Cartuja wracają Robert Lewandowski (z powodu kontuzji w roli widza) i Wojciech Szczęsny. Przed blisko czterema laty obaj grali tutaj przeciwko reprezentacji Hiszpanii w finałach ME. Skończyło się remisem 1:1. "Lewy" zdobył bramkę, a "Szczena" na tyle skutecznie zahipnotyzował Gerarda Moreno, że ten z rzutu karnego trafił tylko w słupek. W końcowym rozrachunku zdobyty punkt nic polskiemu zespołowi nie dał. Po wcześniejszej porażce ze Słowacją (1:2) i późniejszej ze Szwecją (2:3) żegnaliśmy się z turniejem już po fazie grupowej. W lutym tego roku Lewandowski i Szczęsny wspólnie zawitali na ten sam obiekt już w barwach Barcelony. "Duma Katalonii" pokonała Sevillę 4:1, mimo że mecz kończyła w dziesiątkę po czerwonej kartce dla Fermina Lopeza. Polski bramkarz rozegrał znakomite spotkanie, a najlepszy snajper La Liga ponownie wpisał się na listę strzelców. Teraz pora na finał Copa del Rey. Początek meczu Barcelona - Real o godz. 22:00. Relacja live z tego spotkania w sportowym serwisie Interii.