"Te mistrzostwa to prawdziwy sprawdzian cierpliwości i opanowania. Pokazaliśmy, że tak łatwo się nie poddajemy wspólnie wywalczając finał mistrzostw świata dla sztafety męskiej. Cel minimum został osiągnięty. Teraz pokażmy, że potrafimy rywalizować nawet w sytuacji kiedy stosowane są podwójne standardy wobec dyskwalifikowanych zespołów" - napisał na swoim profilu na Instagramie Kajetan Duszyński, jeden z liderów sztafety 4x400 metrów mężczyzn. Odnosił się tutaj do sytuacji nieuznanego protestu Polek, u których Małgorzata Hołub-Kowalik musiała kończyć bieg z zakrwawionym butem po tym, jak rywalka nadepnęła jej na stopę, co wpłynęło na jej postawę na swojej zmianie i ostatecznie na brak awansu polskiej sztafety. Równocześnie uznano, że męska sztafeta Botswany miała utrudnione przeprowadzanie zmian, bo jej tor był przyblokowany i została dokooptowana do finału, w którym pobiegnie 9 sztafet. Czytaj także: Polka we krwi. Protest sztafety odrzucony Duszyński uznał, że takie zachowanie to podwójne standardy. Nieuznanie polskiego protestu, mimo powołania się na casus Michała Rozmysa z igrzysk w Tokio, który skończył swój bieg bez buta, wzbudziło w całej naszej ekipie sporą złość. Na nic to jednak się zdało, bo decyzja sędziów była nieubłagana zarówno w pierwszej instancji, jak i podczas apelacji.