Pobiegł jak legendarni rodacy, bez kompleksów. Młody Polak szalał w półfinale
Jakub Ostrowski ma wielkie szanse, by w niedalekiej przyszłości pójść w ślady Adama Kszczota i Marcina Lewandowskiego, słynnych specjalistów od dystansu 800 metrów. W półfinale mistrzostw Europy rywalizował ze znakomitymi rywalami, znacznie szybszymi od siebie, ale podjął rękawicę. To on chciał dyktować tempo i jeszcze na 100 metrów przed metą był na pozycji gwarantującej awans. Nie udało się, popełnił mały błąd, ale nie ma czego żałować. Bo biegł na swoich warunkach.

Już sam awans do półfinału był dla Jakuba Ostrowskiego sukcesem, podobnie jak awans do półfinału mistrzostw świata w zeszłym roku w Budapeszcie. Nie był raczej w gronie faworytów w swoim biegu, daleko mu doświadczeniem do takiego Catalina Tecuceanu, Elliota Gilesa czy Alvaro De Arriby. Do półfinału awansować miało trzech najlepszych biegaczy z obu wyścigów oraz dwóch kolejnych z najlepszymi czasami. To też była szansa dla Polaka.
Odważny bieg 22-letniego Filipa Ostrowskiego. Chciał dyktować tempo
Ostrowski zaczął po wewnętrznej stronie bardzo ostro, mocno. Wyszedł na czoło, nie bał się rywali w stawce. Trochę dał się zamknąć, ale po czterystu metrach był na trzeciej pozycji. Szybko jednak okazało się, ze tempo nie było zbyt mocne, wręcz kiepskie, kluczowe miało być więc ostatnie 200 metrów. I koniecznie trzy pierwsze miejsca, bo ci z drugiego biegu mieli mieć już wiedzę o kiepskich czasach wcześniej. Tak jak w piątek w eliminacjach, gdy w ostatniej chwili został wyeliminowany Mateusz Borkowski.
Na początku ostatniego łuku Ostrowski zaatakował, może trochę za wcześnie, ale chciał być w czołówce. Popełnił jednak błąd, zostawił trochę miejsca przy wewnętrznej krawędzi, wcisnął się tam Brytyjczyk Elliot Giles. To spowodowało, że młody Polak musiał zejść na drugi tor, tam finiszował. I choć na kilkadziesiąt metrów przed metą miał jeszcze szansę na drugie, trzecie miejsce i awans, to nie wytrzymał tempa, kolejni rywale go mijali.

Finiszował siódmy, w czasie 1:47.15. Do piątego Czecha Jakuba Dudychy zabrakło dwóch dziesiątych sekundy, do trzeciego De Arriby - nieco ponad pół sekundy. Niby niewiele, ale jednak przy takiej szybkiej końcówce - sporo.
- Ruszyłem mocno, by walczyć, by mnie nie zamknęli. Miało być dobrze, ale nie było - mówił w TVP Sport Ostrowski, trochę jednak zawiedziony. - Nie widzę powodów, by mieć kompleksy. Tu nie ma słabych, są sami mocni. Wydaje mi się, że zrobiłem wszystko jak trzeba, ale nie wystarczyło.
I jak się okazało, nawet czwarta lokata niczego by mu nie dała. Drugi bieg był znacznie szybszy, piąty Norweg Ole Jakob Solbu finiszował w czasie 1:45.59. Lepszym niż zwycięzca biegu z udziałem Ostrowskiego.
Finał - w niedzielę.
Zobacz również:
- "Polska Femke Bol" zapisała się w historii. Spojrzała na zegar, sama była w szoku
- Drugi czas Bukowieckiej w karierze. Zdradziła, ile by jeszcze mogła "ukraść" setnych
- Olimpijski dystans, rekord świata w Eugene. Nieziemski finisz, decydowało 36 setnych
- Polka zaczęła, Kenijka skończyła. Rekord świata, padła kolejna magiczna bariera

