Zbigniew Czyż, Interia: Jak mija panu czas pandemii? Piotr Małachowski: Na początku było wielkie show, ponieważ nie ma mnie w domu praktycznie przez 250 dni w roku, poznawałem jeszcze bardziej rodzinę, zobaczyłem co lubi robić, jak lubi spędzać czas, teraz wkradło się trochę monotonii. Czasami tylko wychodzę do sklepu oraz z synem i partnerką na rower. Dwa miesiące temu było nawet fajnie, ale teraz trzeba się przyzwyczajać do obecnej sytuacji. Jakieś nowe talenty udało się odkryć? - Nie, wręcz przeciwnie, chyba uświadomiłem sobie, że w takim normalnym życiu to jestem trochę słaby. Nie potrafię przewiercić, przykręcić, taras cały czas czeka na naprawę i nie za bardzo mi to idzie. Staram się uczyć czytać pięcioletniego synka Henia, rysuję z nim, gram w piłkę, więc generalnie się nie nudzę. Poza tym jestem żołnierzem dlatego mam trochę spraw mailowych, które muszę pozałatwiać. Wkrótce czeka mnie też przeprowadzka. Zmieniam dzielnicę w Warszawie. Na początku kwietnia przeszedł pan operację czyszczenia kolana. Jak przebiega rehabilitacja? - Coś więcej na ten temat mógłby powiedzieć mój rehabilitant Maciej Włodarczyk. Na razie jest dobrze. Zabieg przeprowadzony był u profesora Krzysztofa Ficka na Śląsku. Po czterech tygodniach kolano nie jest spuchnięte, mogę zginać nogę. Za dwa, trzy tygodnie możliwe, że wrócę już do treningów. Planuje pan jechać do Centralnego Ośrodka Sportu w Spale? - Na razie nie. Jeśli wyleczę kontuzję i cała sytuacja się trochę poprawi to myślę, że tak. Chwała pani minister sportu za to, że COS-y zostały otwarte. Natomiast teraz każdy sportowiec podejmuje takie decyzje, jakie uważa za słuszne. Ja z racji tego, że rehabilitację przechodzę w domu, to robię to u siebie, jeśli zacznę rzucać, to będę chciał wyjechać do Spały. Dla każdego lekkoatlety jest to drugi dom. Sam ośrodek stwarza bardzo duże możliwości i jest świetnie przygotowany. Trenowanie w domu to zupełnie coś innego, gdybym nie wyjechał na zgrupowanie, to na kolejnych zawodach pewnie nie przebrnąłbym nawet kwalifikacji. Po igrzyskach olimpijskich w Tokio Piotr Małachowski ma zakończyć karierę. Decyzja o przełożeniu imprezy była dla pana dobra, czy niekoniecznie? - W sumie tak, bo dzięki przesunięciu igrzysk mogłem poddać się operacji. Teraz mam prawie półtora roku, żeby się do nich odpowiednio przygotować. Jestem sportowcem i jestem przygotowany na to, żeby przekraczać bariery. Natomiast nie wiem, co będzie z moim trenerem bo mam z nim ważny kontrakt jeszcze bodajże do końca sierpnia. Póki co nie rozmawialiśmy jeszcze na ten temat. Podjąłem decyzję, że będę jeszcze kontynuował karierę, to wszystko konsultowałem z moją rodziną, czy wyrażają zgodę, bo wcześniej były inne ustalenia. Dostałem zgodę, trenuję i dalej robię swoje. Mam nadzieję, że w dalszym ciągu będę spełniał swoje marzenia. Gdybym miał chodzić na trening za karę, to pewnie bym to przerwał, ale mnie naprawdę sport jeszcze cieszy. Owszem, mam czasem też chwile znużenia, ale szybko mijają. Chwile zwątpienia były chyba jednak po nieudanych ubiegłorocznych mistrzostwach świata w Dausze. - Nie zaprząta mi już to głowy. To już minęło. Tak samo, jak nie patrzę na to, że zdobyłem olimpijski medal. Podchodzę do życia bardzo realistycznie, ale przede wszystkim patrzę do przodu. Jak wygląda współpraca ze sponsorami w dobie pandemii? - Polski Związek Lekkiej Atletyki bardzo dobrze wywiązuje się ze swoich zobowiązań, otrzymuję stypendium za Drużynowy Puchar Europy w Bydgoszczy. Jeśli chodzi o naszego sponsora Orlen, to wszystko zostało po staremu. Prezes Daniel Obajtek dotrzymuje słowa, nie zerwano z nami współpracy, wynagrodzenia otrzymujemy tak jak dotychczas.