"Teraz kontrola nie przyjeżdża, nie sprawdza, można zrobić absolutnie wszystko i to jest wielki problem. To jest furtka, przez którą - obawiam się - niektóre osoby przejdą. WADA nie ma jednak teraz wyjścia, granice są zamknięte, jest zakaz spotkań, należy zachować dystans. Więc jak kontrolerzy mogą wejść do mnie do domu? Ja ich oczywiście zapraszam, ale na logikę jest to dosyć trudne" - powiedział rekordzista Polski w rzucie dyskiem. Małachowski ma tylko nadzieję, że jeśli ktoś zdecyduje się na nieuczciwe zagrania, to od razu będzie to widać. Chociażby po wynikach."Wielu sportowców ma zrobione paszporty biologiczne i jak wszystko wróci do normy, zacznie się polowanie na czarownice. Mam nadzieję, że sportowcy, którzy już teraz są na wysokim poziomie, są świadomi tego, co się wiąże ze stosowaniem dopingu, jakie niesie to ze sobą konsekwencje i nie posuną się do takich rzeczy. Musimy pamiętać, że to sport, duże pieniądze, a niektórzy marzą o tym, by być medialnym, popularnym" - zauważył mistrz świata z 2015 roku.Jego zdaniem "polowanie na czarownice" - jak to sam nazwał - powinno nastąpić jak najszybciej. Ważne będzie obserwowanie progresu poszczególnych zawodników."Każdy z nas wie, że nie można zrobić gigantycznego skoku wynikowego w ciągu jednego sezonu. To zdarza się bardzo rzadko. Jeśli nagle ktoś zrobi niesamowity wynik i to po takim okresie, gdzie praktycznie nie ma gdzie trenować, będzie to też sygnał dla WADA, że należy taką osobę skontrolować" - zaznaczył.Małachowski na razie nawet nie trenuje. Jest po operacji kolana u profesora Krzysztofa Ficka i teraz czekają go kontrole."Gdyby nie przełożone igrzyska, to pewnie bym się nie operował. Ale wszedłem na bardzo duże obciążenia na siłowni, pojawiłaby się większa prędkość w kole, a tego mogłoby kolano nie wytrzymać. Wolałem nie ryzykować. Była okazja, żeby to naprawić, to to zrobiłem. I tak teraz nie ma gdzie trenować, gdzie rzucać, dlatego to najlepszy moment" - ocenił.Dwukrotny mistrz Europy w tym roku - po igrzyskach w Tokio - miał kończyć sportową karierę. Gdy te zostały przełożone z powodu pandemii koronawirusa, poczuł dezorientację. Nie wiedział co robić, bo przecież miał swoje plany."Byłem po prostu zły. Musiałem porozmawiać z rodziną, bo to kolejny rok zgrupowań, wyjazdów, bez najbliższych. A także z trenerem Gerdem Kanterem. Czeka nas jeszcze rozmowa z PZLA i ministrem sportu czy kontrakt będzie przedłużony o kolejny rok. Na razie ostatecznej decyzji nie ma. Będziemy w tej sprawie działać, jak koronawirus zniknie z naszego otoczenia" - powiedział.Małachowski zna też pomysł, by sportowców z kadry olimpijskiej umieścić w szczelnie zamkniętych Centralnych Ośrodkach Sportu i w ten sposób umożliwić im normalne trenowania. On sam jednak ma spore wątpliwości z tym związane."Teraz najważniejsze jest bezpieczeństwo. Kto weźmie za to odpowiedzialność? Przecież możemy być nosicielami, możemy zarażać. Ludzie, którzy pracują w COS-ach są też w podeszłym wieku. Nie daj Boże coś by się stało. Rozumiem, że świat sportu przestał istnieć, ale teraz toczy się walka o coś znacznie ważniejszego - o ludzkie życie" - podkreślił.Mimo operacji i braku możliwości normalnego trenowania Małachowski chciałby jeszcze w tym roku wystartować."Zobaczymy, jak będzie się leczyć kolano, bo to był bardziej kosmetyczny zabieg. Możliwe, że jesienią będę chciał się po prostu sprawdzić. Na pewno chciałbym w jakichś zawodach wystąpić, ale nic na siłę. Nie chciałbym zaprzepaścić tego, co już udało się zrobić, a w przyszłym roku są igrzyska. Nie chciałbym tez nabawić się kolejnej kontuzji" - zaznaczył.Pandemia koronawirusa przewróciła sportowy kalendarz do góry nogami. Wiele zawodów jest przełożonych lub odwołanych. W maju powinien rozpocząć się sezon lekkoatletyczny, ale już teraz wiadomo, że żadne mityngi się nie odbędą. Kiedy i czy to będzie w ogóle możliwe, na razie nie wiadomo.